Free Your Mind Free Your Mind
6675
BLOG

Zapomniani świadkowie

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 62

Nie, nie chodzi o żadnych rezolutnych ruskich mechaników z KIA Motors, którzy w przerwie na papierosa widzieli za płotem warsztatu samochodowego spadający samolot ani innych smoleńskich leśnych dziadków gotowych potwierdzić wszystko na temat spadającego samolotu „paniom i panom z kamerami” iz Polszy. Chodzi o świadków dużo większego kalibru – takich znad Wisły, dwóch poważnych i ważnych ministrów, którzy 10 Kwietnia byli w Katyniu duchem i ciałem, choć – wszystko na to jak dotąd wskazuje – nie mogli być osobiście na smoleńskim Siewiernym, gdy tam dochodziło (o ca. 8:41, jak ustalili eksperci) do „lotniczej katastrofy”. Pierwszy z nich to także były szef kontrwywiadu wojskowego, a więc osoba znakomicie poinformowana, jak możemy się domyśleć – czymże bowiem kontrwywiady się nie szczycą jak dostępem do najprzeróżniejszych topowych, tudzież top secretowych informacji. Drugi to prezydencki minister, jeden z organizatorów uroczystości katyńskich – też zatem osoba posiadająca pewną niebanalną wiedzę. Zwykle osoby dobrze poinformowane wskazują na źródła swoich informacji, w tych dwóch jednak przypadkach (dwóch ministrów) pojawia się drobny problem z ustaleniem źródła bądź źródeł.

 

Pos. A. Górski, który na łamach Naszego Dziennika  zasłynie parę dni po 10-tym Kwietnia oskarżaniem Moskwy o katastrofę[1], wspomina na swej stronie rok później, że 10-04-2010, gdy spaceruje po Cmentarzu Katyńskim, zadumany min. A. Macierewicz (późniejszy fenomenalny, niezapomniany, błyskotliwy „przewodniczący ZP” ze znakomitym zapleczem naukowo-badawczym), odbiera telefon od kogoś, po czym powiada w te słowy do Górskiego: Nie uwierzy pan, ale spadł samolot z prezydentem[2]. Górski, niestety, nie precyzuje w żaden sposób godziny/minuty tego telefonicznego połączenia, choć z kontekstu można by wnioskować, iż było to jakoś tak „wcześnie”, gdyż mało kto chciał w to (że spadł samolot) „wierzyć”. Kim mógł być świadek upadku samolotu, który to świadek konfidencjonalnie zawiadomił przez komórkę byłego szefa SKW?

telefony telefony

Chyba nie ma o tym świadku mowy w żadnym z dotychczasowych pięciu „raportów ZP”, nad którymi, było nie było, sprawuje pieczę sam „pan minister”, gdyż „przewodniczący” – przez wzgląd na swą pokorę i skromność – nie powołuje się na własną osobę, pisząc ze światowej sławy ekspertami „raporty” o upadku, a ściślej, rozpadzie w powietrzu, pewnego samolotu. Któż to zgadnie, o kogo może chodzić z tym telefonowaniem do Katynia 10 Kwetnia, do legendarnego AM? Musiałby to być ktoś zaufany, skoro miałby taki numer  (telefoniczny). Nie każdy chyba może posiadaniem takiego ekskluzywnego numeru tel. pochwalić – i nie od każdego chyba takie połączenia w chwili cmentarnej zadumy by były szef SKW odbierał lub chciał odebrać. Może dzwonił ktoś z, by tak rzec, „okolic lotniska” XUBS? Ale kto, skoro tam, co też wiemy z drobiazgowych ustaleń ZP i dziennikarzy śledczych, „BOR-u nie było”? No i chyba nie red. W. Bater z Polsatu (jeden z pierwszych na świecie „powiadomionych” o „katastrofie smoleńskiej”)

Bater i Zaucha

czy J. Mróz z TVN24 (jeden z pierwszych na świecie powiadomionych tak trochę… potajemnie, jakby w bramie, tzn. przy  bramie wjazdowej na lotnisko, przez moonwalkera S. Wiśniewskiego[3]).

 

Informatorem min. Macierewicza nie mógł być też ten jedyny w istocie rzeczy świadek, na którego powołuje się „komisja Millera” (w Zał. 4[4], bo w „raporcie” w ogóle na żadnego, w przeciwieństwie do „MAK”, który to radziecki zespół badawczy aż 4 naocznych świadków przywołuje – w przeciwieństwie do ZP, który na przestrzeni 5 lat znajduje ocziewidców już chyba w ilości kilkuset osób[5]), bo KBWLLP zaznacza, że świadek, o którym w Zał. 4 mowa, sądził, że rozbiła się awionetka, a nie duży samolot. Jeśli komuś nasuwa się tu skojarzenie z polskim montażystą „katastrofy smoleńskiej”, to zapewne jest to uzasadniona, a nie niezdrowa, asocjacja tudzież sensacja. Jak wiemy jednak z burzliwego posiedzenia ZP z tymże polskim świadkiem ze słynnego hotelu Nowyj,

telefony telefony

opowieści Wiśniewskiego wcale nie zrobiły dobrego wrażenia na parlamentarzystach zgromadzonych wokół Macierewicza, zwłaszcza na pos. Zubie. Dlaczego? Z dwóch podstawowych powodów.

 

Po pierwsze, polskiemu montażyście nie udało się zarejestrować ani też choćby zmontować[6] żadnego filmu z upadkiem samolotu[7], o którym to filmie już nocą z 10 na 11-04, wracając pociągiem, opowiada Macierewicz, tak nieco konspiracyjnie, ściszonym, trochę niepewnym, jakby tajnym, głosem, o. T. Rydzykowi. Opowiada tak, jakby ten film - ów były szef SKW - jakoś widział[8], choć przecież ujrzeć na własne oczy raczej nie mógł, bo (jak twierdzi AM wtedy nocą na antenie, wracając ze Smoleńska) uniemożliwiono jakąkolwiek, jakikolwiek kontakt, (…) zabierano wszystkie aparaty, (…) wyrywano nawet karty pamięciowe z telefonów komórkowych dziennikarzom[9], tak aby nie było jakiegokolwiek świadectwa i śladu tego, co naprawdę się, tego, co naprawdę się wydarzyło.

dziennikarze na śmietnisku

Materiały filmowo-zdjęciowe SW, cudem, jak można sądzić po tym, co przeczytaliśmy wyżej, ocalałe z poniewierki moonwalkera na „miejscu katastrofy”, wykorzystała w swych pracach „badawczych” legendarna KBWLLP – ale już nie jeszcze bardziej legendarny, dziś trochę przykryty kurzem historii, „MAK”. I już nie (wciąż aktualny i aktywny w przeciwieństwie do KBWLLP i „MAK”) „Zespół Parlamentarny”. Dlaczego? Ponieważ – i to drugi poważny powód, wyszczególniony przez niezwykle spostrzegawczą pos. Zubę na posiedzeniu z moonwalkerem – Wiśniewskiemu  nie udało się z kamerą dotrzeć na plac usłany ciałamina „miejscu katastrofy”. Jakim sposobem ten plac dojrzała Zuba z ul. Wiejskiej w Warszawie, jeden diabeł smoleński wiedzieć może, no ale skoro o tym placu Zuba na posiedzeniu ZP wspomina, to coś więcej powinna i wiedzieć, i powiedzieć (i może ukaże się to np. za rok w szóstym „raporcie Zespołu”). Wiśniewski wszak zapewniał w sejmie, tak jak i w wielu wywiadach, że nie dostrzegł - podczas filmowania i wędrowania - ani ciał, ani foteli pośród lotniczych szczątków, co jak na rezultat nie tylko „upadku samolotu z prezydentem”, ale szczególnie „eksplozji prezydenckiego tupolewa nad Smoleńskiem” musiało dla parlamentarzystów PiS być niezwykle podejrzane. Jeszcze bardziej podejrzane mogło być twierdzenie świadka, że sądził, iż „spadający samolot był pusty”. Nic tylko puknąć się w czoło na takie dictum.

skrzydłem pionowo w dół

Wracając więc do czegoś bardziej wiarygodnego (od SW), jak np. źródło informacji, które stoi za „katyńskim telefonem” do min. Macierewicza w dn. 10-04-2010. Niestety, tu właśnie mamy spory problem, ponieważ „pan przewodniczący” ani podczas posiedzenia „zespołu”, ani też podczas nocnej, kwietniowej (10/11-04-2010), co chwilę urywającej się, jakby ktoś złośliwie ją zakłócał, rozmowy z o. Rydzykiem, ani też nigdzie indziej, nie podaje, kto Macierewicza poinformował o upadku samolotu z prezydentem. Należy wobec tego żywić nadzieję, że najbliższe lata, a może miesiące, choć kto wie, czy nie tygodnie, odpowiedź na to palące pytanie przyniosą, zwłaszcza gdyby się okazało (nagle, kiedyś – nie mówię: jutro lub pojutrze), że ów tajemniczy, by nie rzec, „ściśle tajny” - jakby jakiś paranoik mógł zaraz głupio „pokojarzyć fakty” - telefon z 10 Kwietnia do byłego szefa SKW będącego w Katyniu, nie był „wykonany” (jak to pięknie powiada min. J. Sasin i inny wybitny prezydencki min. A. Duda[10]) przez kogoś ze Smoleńska, tylko był „wykonany” z jakiegoś innego miejsca na mapie. Takiego, w którym polski „samolot z prezydentem” wylądował, a nie na które spadł. Chociaż, gdyby wylądował, to czemu miałby jakiś polski „pan minister” rozgłaszać (choćby pos. Górskiemu), że spadł? Może więc Górski coś z tym telefonem pokręcił, wspominając zdarzenie „rok później”?

 

Pozostaje nam przejść do wspomnień drugiego ministra, prezydenckiego tym razem, właśnie J. Sasina. Tego świadka (choć może niekoniecznie samego upadku samolotu), co już na pierwsze, zrazu zgoła niealarmujące, jak sam twierdzi, wieści o „katastrofie”, której „miejsce” niemal natychmiast pognał zobaczyć wraz z borowcami z Katynia[11], zaczął wydzwaniać do domu, zapewniając, że jemu, tj. prezydenckiemu ministrowi, się nic nie stało, a więc jakby (nieświadomie, mimowolnie, bo jakżeby inaczej?) potwierdzając, iż ocalałpo upadku samolotu – choć żadnym tupolewem miał do Smoleńska nigdy, a co dopiero 10 Kwietnia rano, nie lecieć. Nim jednak do tego „wykonywania telefonów” doszło, prezydencki minister miał w Katyniu otrzymać jedną intrygującą – może nawet o wiele bardziej zastanawiającą niż ta (także otrzymana w Katyniu) przez Macierewicza o upadku samolotu z prezydentem – informację, którą chyba do tej pory mało kto przeanalizował. Jaką? O… wypadku Prezydenta R. Kaczorowskiego.

 

Kiedyś Yurko na swym blogu przypominał[12], że zrazu Czerska Prawda -już o godz. 8:38 pol. czasu w materiale zatytułowanym Dekapitacja Polski - podaje, że doszło do śmierci właśnie Kaczorowskiego (jak też Pary Prezydenckiej) i że jest wyeksponowane na stronie Gazety, jako pierwsze, zdjęcie tego byłego polskiego Prezydenta. Później ten materiał zostaje (na stronie Czerskiej Prawdy) „uaktualniony” zgodnie z „katastroficzno-lotniczą” narracją ze Smoleńska (wsje pogibli) i zilustrowany księżycowym wideo Wiśniewskiego, a dziś chyba jest nie do odzyskania, dopóki nie otworzą się szerzej dziennikarskie depozyty (które już zaczęły z wolna się uchylać[13], nie wywołując na razie ani bojaźni, ani drżenia[14]). Otóż wspomniany min. Sasin o tym, że coś się stało właśnie Kaczorowskiemu – a nie Kaczyńskiemu (na przykład), myśli, tak, myśli jakoś odruchowo, natychmiastowo, w ramach „pierwszego skojarzenia”, można powiedzieć (pierwsza myśl, która mi przeszła, wyznaje na posiedzeniu ZP). Myśli tak sobie na Cmentarzu Katyńskim min. Sasin po rozmowie z T. Stachelskim z protokołu dyplomatycznego, który to Stachelski – dodajmy, jeden z wymienionych na „rozszerzonej liście poległych” przed południem na antenie TVP Info[15] – ma otrzymać od kogoś, znów, do dziś nie wiemy, od kogo, bo Sasin nie wyszczególnia (ale podejrzewa, że… może od amb. J. Bahra[16]), telefon o… wypadku w samolocie. Prześledźmy relację Sasina[17] (z październikowego (2010) posiedzenia ZP):

 

Ja mówię: „a co się stało?” I on wtedy mówi mi, że: „wie pan, no, dostałem informację, że... jakąś dziwną informację, że zdarzył się jakiś wypadek”. Ja mówię: „jaki wypadek?” A on mówi na to, że wypadek w samolocie. To pamiętam, yyy..., dokładnie to stwierdzenie, bo ono mnie niezwykle zaskoczyło.  Co może oznaczać „wypadek w samolocie”? Skala czy, czy  zakres wypadków, które mogą się zdarzyć na pokładzie samolotu, no jednak, yyy..., dosyć jest ograniczona. Taka moja myśl była, że być może stało się coś któremuś z pasażerów, yyy..., że być może... Ja przepraszam, bo mówię może o swoich odczuciach, co może nie ma większego znaczenia dla, dla sprawy yyy...że stało się może coś komuś z pasażerów. Miałem taki nawet... Pierwsza myśl, która mi przeszła, że być  może coś się stało Prezydentowi Kaczorowskiemu, no, który był człowiekiem niezwykle leciwym już... yyy..., i że coś takiego się mogło wydarzyć, więc to mnie niezwykle zaniepokoiło. I zacząłem go dopytywać. Mówię: „jak to  z samolo..., w samolocie?” A on mówi: „nie, nie, nie – jakiś wypadek przy lądowaniu.”

 

I co jeszcze dodaje Stachelski? Że - wg Sasina, zaznaczam, bo samego Stachelskiego nigdy nie słyszeliśmy, by cokolwiek zeznawał/wspominał/opowiadał etc. - samolot zjechał z pasa, czy coś takiego. Nie chcąc już powtarzać wywodu z mojej innej notki[18], przypomnę tylko, że te informacje (o wypadku w samolocie, o zjechaniu z pasa) ma Sasin uzyskać po wcześniejszym „news”-ie (od swego adiutanta, prezydenckiego urzędnika A. Kwiatkowskiego), iż „delegację prezydencką skierowano do Moskwy”. Tymczasem dalsza relacja Sasina wobec szacownego gremium ZP sprawia wrażenie, jakby prezydencki minister od razu wiedział (nie wiedzieć właściwie, skąd), że chodzi o Smoleńsk-Siewiernyj, choć przecież ani na XUBS nie czekał, ani na pokładzie żadnego tupolewa nie był, prawda. Prawda? Czy min. Sasin więc w ten sposób nas między wierszami informuje[19], że 10 Kwietnia pierwszy z Delegatów zaginął, a następnie zginął Prezydent Kaczorowski? Możliwe, choć o szczegóły trzeba by dopytać samego prezydenckiego ministra, który (z adiutantem Kwiatkowskim) w te pędy na wieść o „katastrofie smoleńskiej” chciał wracać do pilnych obowiązków do Polski i to takim piorunem, tzn. samolotem, że „nie przez Moskwę”, jak mu to zaproponował w Katyniu po mszy amb. Bahr[20], tylko przez Smoleńsk-Północny, najlepiej „Wosztylem”, czyli jakiem-40.

Sasin na XUBS

jak-40

Tylko – sprawa najważniejsza – od kogo by Sasin tę wieść (o „wypadku niezwykle leciwego Kaczorowskiego”) pozyskał, skoro najwyraźniej nie mówił mu nic o tym Stachelski (wszak Sasin miał sobie tak o Kaczorowskim pomyśleć)? Czyżby i do prezydenckiego ministra, tak jak i wspominanego wcześniej, byłego ministra spraw wewnętrznych będących w Katyniu rankiem, ktoś zaufany zadzwonił – z jakąś informacją?

 

Kwestia tego, kto do osób w Katyniu wydzwaniał i do kogo one z kolei się dodzwaniały, jest o tyle istotna, że – wedle TOKFM[21] 10 Kwietnia o godz. 9:42 pol. czasu ma rozgrywać się na Cmentarzu taka scena: Do delegacji w Katyniu dzwonią ludzie z Polski, którzy o wypadku dowiedzieli się z telewizji. Krążą plotki, że stało się coś złego. Beata Kempa na wieść o katastrofie krzyczy: „Wyrok! Ale za co?” Antoni Macierewicz wpada w panikę i krzyczy, że chce natychmiast wyjechać z Rosji. Tym razem min. Macierewicza już pomińmy, wszak sporo miejsca zajął w niniejszych rozważaniach, pytanie na koniec bowiem: od kogo z kolei Kempa się o jakimś wyroku dowiaduje w Katyniu 10 Kwietnia – wszak wyroki zwykle zapadają przeciwko ludziom, a nie samolotom, prawda? Niestety, mimo że Kempa na posiedzeniu ZP (tym z udziałem świadka Sasina wysłuchiwanego przez świadków Macierewicza, Zubę, Kempę itd.), proponowała „już” we wrześniu 2010, by w charakterze świadków „Zespół” przesłuchał także parlamentarzystów z Katynia, to jednak propozycja ta została przez „przewodniczącego” odłożona ad acta, jakby nie należało drążyć tych wspomnień. To („odłożenie” i niedrążenie) zupełnie zrozumiałe, skoro do „katastrofy” doszło „nad Smoleńskiem”[22], a nie np. w Katyniu, choć to akurat w Lesie Katyńskim o niej usłyszano jakby najszybciej. Tak sobie myślę, czy nie czasem szybciej niż dowiedzieli się Bater i inni dziennikarze.    

 

[1] Wywiad ten (z 12-04-2010) dość trudno obecnie znaleźć „guglując”, taką NDzzrobił inwentaryzację archiwalnych swych wydań, ale opublikował go też u siebie Albatros: http://albatros.salon24.pl/306441,aqua-terra-z-lotu-ptaka Zacytuję fragment: Jedna wersja wydarzeń mówi, że samolot cztery razy podchodził do lądowania, gdyż za każdym razem Rosjanie odmawiali zgody na lądowanie, wysyłając maszynę z prezydentem na lotniska do Mińska lub Moskwy. Mieli podawać przy tym wątpliwe powody, a to że mgła nad lotniskiem, a to że system nawigacji nie działa, bo jest w remoncie, a to że za krótki pas do lądowania. Tylko że niecałą godzinę wcześniej lądował na tym lotnisku samolot z dziennikarzami, a kilka dni wcześniej premierzy Donald Tusk i Władimir Putin. Druga wersja mówi, że wieża podała błędne koordynaty pilotom i ci już nie zdążyli podnieść samolotu i zahaczyli o drzewa. Obawiam się, że możemy nigdy nie poznać prawdy...

[2] http://www.artur-gorski.waw.pl/?p=1834 Pamiętam, że czekając na rozpoczęcie uroczystości, oglądałem miejsca, w które kiedyś wsiąkła krew polskich oficerów, zamordowanych przez NKWD. Spacerując po cmentarnych alejkach spotkałem posła Antoniego Macierewicza, który szedł w wielkiej zadumie. Przez chwilę mu towarzyszyłem. Nagle ktoś do niego zadzwonił. Pan Antoni przystanął. Myślałem, że to jakaś tajna rozmowa i nie chce, bym słyszał jej treść. Po chwili podszedł do mnie i powiedział: „Nie uwierzy pan, ale spadł samolot z prezydentem”. Nie uwierzyłem. Nie dotarło to do mnie. Inni uczestnicy katyńskich uroczystości także nie chcieli uwierzyć, nie mieściło im się to w głowie, że na rosyjskiej ziemi może spaść samolot z głową państwa polskiego. Słyszałem, jak pewna kobiet krzyczała na mężczyznę, żeby nie rozpowiadał takich głupich, nie potwierdzonych informacji.

[5] A nie jest to pewnie jeszcze lista zamknięta, bo ZP wciąż „bada katastrofę”.

[6] Proszę zwrócić uwagę, jak (podczas posiedzenia z Wiśniewskim) nad problemem zmontowania moonfilmu pochyla się z troską „przewodniczący ZP”. Chyba nawet na występach parafialnych i kinowych zaraz po tymże posiedzeniu, jak dobrze pamiętam, Macierewicz podkreśla to, iż materiał Wiśniewskiego był montowany, czyli – mądrej głowie dość dwie słowie – wideo SW pomijato, co się „naprawdę wydarzyło”. Pomija, rzecz jasna, „katastrofę nad Smoleńskiem”, a nie np. brak jakiejkolwiek katastrofy lotniczej. Co warte przypomnienia (w kwestii montowania) „przewodniczącemu” wcale nie przeszkadza potem to, że ruska telewizja Ria Novosti zmontowałamateriał filmowy z „katastrofą nad Smoleńskiem”, na który to materiał - jako na dowód - się ZP powołuje w swej „dokumentacji analityczno-badawczej” (por. też http://www.fakt.pl/Rosyjski-film-potwierdza-wybuch,artykuly,206936,1.html).

[9] Podobną wersję wydarzeń podaje wspomniany na początku pos. Górski w wywiadzie z 12-04: http://albatros.salon24.pl/306441,aqua-terra-z-lotu-ptaka.

[11] Jest to jedna z najniezwyklejszych rzeczy, jeśli chodzi o zachowania „katyńskie”, że się tak wyrażę. Sasin gna na Siewiernyj, choć żaden z parlamentarzystów w Katyniu nie spieszy się na „miejsce katastrofy”, jak wiemy. Wprost przeciwnie, parlamentarzyści w ogóle nie będą chcieli nawet obejrzeć z daleka „miejsca katastrofy”. Ktoś powie: może sądzili, że ich nikt nie wpuści w pobliże – tak jak dziennikarzy. Skąd w takim razie Sasin wiedział, że jego „wpuszczą” na miejsce? Ktoś powie: może Sasin naprawdę sądził, że spadł samolot z prezydentem? Może tak sądził, lecz gdy przybył na miejsce i ujrzał, jak sam twierdzi przed ZP, „kilka/kilkanaście ciał”, których nie mógł zidentyfikować, to wcale nie stwierdził (ani przed ZP, ani przed żadną kamerą, ani na żadnym publicznym spotkaniu, choćby podczas głośnych projekcji filmu Mgła), że do katastrofy nie doszło, prawda? Czy i Sasin, i Kwiatkowski nie opowiadali w Mgle o tym, że wycofali się z pobojowiska w obawie, by nie chodzić „po szczątkach kolegów”, że potraktowali „miejsce” jak „cmentarz”? No właśnie – ktoś powie. Jeśli tak, to czemu Sasin z Kwiatkowskim nie pojechali do Katynia po księży, by przybyli na „smoleński cmentarz” lub, by w jego pobliżu odbyła się msza dla parlamentarzystów?

[13] http://www.fakt.pl/polityka/wszystkie-zdjecia-z-wnetrza-tu-154m-przed-tragedia-smolenska,galeria,538115,8.html To „uchylanie rąbka tajemnicy” może być zapowiedzią „trzęsień ziemi” w Warszawie i Moskwie.

[14] W przeciwieństwie do „bomby zegarowej”, jaką wysadził RMF z NPW (http://freeyourmind.salon24.pl/640565,rewelacja-z-cvr-4), która wywołała pewne nerwowe poruszenie, ale ono zaraz ucichło, jakby to się wnet okazało, iż to tylko „niewybuch”, a nie prawdziwa eksplozja nad Warszawą.

[16] Nie powiedział mi wtedy, z kim rozmawiał. Znaczy ja, jakby odruchowo przyjąłem, że on rozmawiał z amb. Bahrem, bo wiedziałem, że amb. Bahr znajduje się na lotnisku i no, wydawało mi się to naturalny kanał yyy informacji, tym bardziej, że wiem, że panowie, jakby, dobrze się znają (…) – opowiada (http://freeyourmind.salon24.pl/408456,2-przesluchanie-sasina-cz-2) I dodaje po chwili: Sam sobie już potem zadawałem takie pytanie, prawda, od kogo on tą informację uzyskał.

Jak jednak można sądzić – sam sobie już potem na to pytanie Sasin nie odpowiedział.

[19] Określenie „między wierszami” nie jest szydercze tym razem – to właśnie Sasin w Katyniu do mikrofonu podaje przedziwne w brzmieniu ogłoszenie o nieobecności prezydenta i o „tragicznych w skutkach katastrofie lotniczej”.

[20] http://freeyourmind.salon24.pl/408456,2-przesluchanie-sasina-cz-2 Zapytałem go, czy on może mi pomóc w zorganizowaniu transportu do Warszawy. On mi odpowiedział, że najprostszym, najprościej będzie udać się w tej chwili samochodem do Moskwy i on tam załatwi mi bilet na samolot. No, ja jakby przyjąłem to, to, co on mi powiedział. Mmm… Byłem w jakimś takim zaćmieniu, więc nie pomyślałem rzeczywiście o tym drugim samolocie, który był na lotnisku. Dopiero któryś z moich pracowników mówi mi, że po co mam jechać do Moskwy, przecież stoi jak, na, na lotnisku, którym można wrócić do, do Warszawy.

Niesamowicie ciekawe, prawda? Tym pracownikiem „podpowiadającym o jaku na lotnisku” jest Kwiatkowski, który, jak można sądzić – mimo że jak Sasin nie miał czekać na Siewiernym na nikogo – nie jest w stanie takiego zaćmienia jak Sasin. Nie jest w „katyńskim zaćmieniu” Kwiatkowski, skoro będąc na Cmentarzu wie, że przecież stoi jak i to taki którym można wrócić do, do Warszawy. I znów pytanie: skąd ma Kwiatkowski taką wiedzę? Kto go o tym poinformował, skoro „na lotnisku”, na którym „stoi jak”, miało dojść parę godzin wcześniej do „katastrofy”? Ktoś odpowie: pewnie adiutant Sasina widział jaka-40, gdy z borowcami wpadli na Siewiernyj, by „oglądać miejsce katastrofy”, z którego zaraz pomknęli z powrotem do Katynia, wpadłszy w nastrój wybitnie pobożny, goniąc na mszę, na której obu (Sasina i Kwiatkowskiego) widać za pustymi rzędami pozostawionymi dla Delegatów. Może Kwiatkowski widział jaka-40, ale skąd miał wiedzieć, że np. lotnisko nie jest zamknięte? Ktoś powie: pewnie widział przylatujące ruskie samoloty, śmigłowce itd. Może i widział. Ale skąd mógł wiedzieć, że polski samolot może wystartować z XUBS i odlecieć do Warszawy – po „katastrofie”? Może sądził, że Ruscy nie będą tu robić przeszkód. Ale skąd w takim razie wiedział, że „Wosztyl” już nie odleciał, np. gdy zaczęła się msza? A może Kwiatkowskiemu z Sasinem… nie chodziło po mszy o wylot, a o… schron? Czy nie siedzą „w ciemnym” (bo ponoć brakuje prądu) jaku-40 kilka godzin – obaj prezydenccy urzędnicy – jakby się czegoś panicznie obawiali – trochę tak, jak ci prezydenccy urzędnicy co szafą zastawiają drzwi w smoleńskim hotelowym pokoju nocą z 10 na 11-04? Czy doszły ich może wieści, że nie tylko byli, lecz nadal są na liście pasażerów? W ramach uzupełnienia tych refleksji warto ponownie obejrzeć Syndrom katyński z wyeksponowaną rolą Sasina – i oczywiście Mgłę – dwa już „klasyki”, powiedzmy, „kina smoleńskiego”.   

[21] http://freeyourmind.salon24.pl/473352,list-otwarty-do-p-dr-g-przybylskiej-wendt (post scriptum do tekstu mojego „listu otwartego”) Niestety, źródłowy link prowadzący do podstrony TOK FM  jest już nieaktywny.

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka