Wracamy na Okęcie z red. P. Ferencem-Chudym, z którym 11 kwietnia 2010 r. rano, o godz. 8:39 rozmawia M. Gałczyńska będąca na dworcu Warszawa Zachodnia, na który przybywa specjalny pociąg ze Smoleńska. Materiał ten nadaje TVP Info (11-04-2010).
MG: „Na początek Piotr Ferenc-Chudy, witam, pan leciał do Katynia tym jakiem, który wylądował wcześniej.”
PF-C: „Tak, leciałem i Bogu dzięki, wróciłem. Symptomatyczne, że jak wsiedliśmy do jaka, bo w zasadzie pierwszy jak, do którego żeśmy wsiedli i odpalił silniki, on się zepsuł, on miał już startować, on już miał kołować – zepsuł się ten samolot… Piloci przeprosili nas. Przesiedliśmy się do drugiego jaka. W tym momencie już Tu prez-, yyy, ten tupolew prezydencki już grzał swoje silniki i zdaje się, że w saloniku dla VIP-ów już byli zgromadzeni ludzie, którzy mieli wsiadać do jaka, do, do tupolewa. My mieliśmy już starto-…”
MG: „To jest, rozumiem, ostatni moment, kiedy ich widzieliście, tak?”
PF-C: „Yyy… mi się wydawało, że widzę po prostu przez te szyby z tego salonu dla VIP-ów. No ale zaraz żeśmy startowali, wsiadaliśmy szybko do tego drugiego jaka, no i szybciutko żeśmy startowali.”
MG: „A pan widział ten moment katastrofy?”
PF-C: „Nie, my żeśmy wylądowali, okazało się później, bo też chyba nasz pilot… No, warunki się bardzo mocno pogorszyły tam nad już, nad Białorusią podobno, ale, no, była mgła w Smoleńsku. Nasz pilot, tak, no, dosyć… Ja myślałem, że on kołuje, a on po prostu obniżał chyba lot i podwyższał. Szukał jakby dziury tam w tej mgle, ale bardzo pięknie wylą-…”
MG: „Ile razy? Ile razy?”
PF-C: „No, trudno mi powiedzieć, wie pani, bo bardzo wcześnie wypuścił podwozie. Ja byłem zdziwiony, że, że, że jeszcze w chmurach lecimy, a on podwozie ma wypuszczone. No a to się okazało później, że po prostu bardzo blisko byliśmy ziemi. On przyziemił zaraz po, po, po wypuszczeniu tych podwozi, no i zobaczyłem pas startowy dosłownie kilka metrów przed, przed przyziemieniem.”
MG: „To jest takie uczucie, jakby pana minęło o włos?”
PF-C: „To jest uczucie takie, jakby o pół włosa mnie ominęło, ponieważ… ja byłem przekonany w ogóle, że będę leciał prezydenckim samolotem. Tak jeszcze na trzy dni, a na dosłownie, p. Agnieszka, nie pamiętam nazwiska, z kancelarii, zadzwoniła do mnie, z KP, zadzwoniła do mnie gdzieś o godz. 22. w piątek – umawialiśmy się na 4 rano na lotnisku. Ja byłem przekonany, że będziemy lecieli tym tupolewem prezydenckim. Tak też myślała moja mama i… ja miałem wyłączony w samolocie telefon i potem na Cmentarzu, no, jak czekam, to oczywiście też wyłą-, nie, nie włączałem tego telefonu. Zresztą zapomniałem o nim. I po jakimś czasie, gdy pogłoski się rozeszły o tej, tej katastrofie, na Cmentarzu, włączyłem ten telefon, no i zaczęło mi się gotować. Nie, nie odbierałem większości telefonów, ale zobaczyłem, że dzwonił mój brat i… my raczej sobie ze sobą po męsku rozmawiamy, ale widziałem, że głos mu się trzęsie. Ja nie miałem zielonego pojęcia, oni już na paskach czytali, co się stało. Moja mama nie była w stanie rozmawiać. No i brat, jak mnie usłyszał, no to 10 razy pytał się mnie, czy żyję. Uspokoiłem go. Powiedziałem, że…, że leciałem innym samolotem po prostu.”
MG: „Dziękuję pięknie.”