Free Your Mind Free Your Mind
6643
BLOG

Bahr a XUBS

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 142

W. Bukowski w wywiadzie zamieszczonym w książce „List z Polski”[1] (będącej pokłosiem filmu o tymże tytule) w taki sposób rozważa kwestię potencjalnego zamachu na prezydencką delegację: „Widzi Pan, ja znam KGB. Takiej operacji nie da się zrobić szybko. W każdym razie oni niezdolni są do tego, aby szybko coś takiego przyszykować. Jeśli planują zabójstwo, przygotowują się do niego rok albo i dwa lata. Wypracowują je bardzo uważnie i ostrożnie. Plany operacyjne zawsze musi zatwierdzić władza. A tam te procedury są bardzo skomplikowane i istnieje potężny mechanizm biurokratyczny. A tu wszystko wydaje się nie do określenia i nie do przewidzenia. Będzie mgła czy nie będzie? Nikt przecież tego nie może zagwarantować. Albo: czy pilot zgodzi się odlecieć na inne lotnisko, czy będzie lądował? A jeśli powiedziałby, że zgadza się lądować np. w Mińsku? I cała operacja bierze w łeb. Nie, oni w taki sposób swoich operacji nie planują. Jeśli zdecydowali, że kogoś zabiją, to zabiją z pewnością. A planują to zawsze bardzo skrupulatnie.”

 

Nietrudno więc się domyśleć z powyższego wywodu, że Bukowski nie należy do zwolenników hipotezy zamachowej (oczywiście w obrębie narracji katastroficznej – innej wersji zdarzeń nie bierze on pod uwagę). Spróbujmy się przez chwilę zastanowić, czy faktycznie aż tak wiele czynników jest „nie do przewidzenia” (dla potencjalnych zbrodniarzy), jak to sugeruje słynny rosyjski opozycjonista. Otóż jedną z cech łączących „przygotowania do wizyt” L. Kaczyńskiego – tej z 2007 r. (wrzesień) i tej z kwietnia 2010 r. jest zaproszenie (ze strony prezydenckiej kancelarii) kierowane do ruskiego prezydenta. O tym zaproszeniu z 2007 wspomina T. Torańska w rozmowie z amb. J. Bahrem[2]. O tym z 2010 zaś nadmienia min. J. Sasin (znakomity organizator pogrzebów po „katastrofie smoleńskiej”), który na posiedzeniu ZP twierdzi, że już w styczniu owego roku przekazano rus. stronie takowe zaproszenie[3]. W r. 2007 zapraszano (na obchody rocznicy 17 września) W. Putina, w 2010 r. skierowano zaproszenie do D. Miedwiediewa. Zwracam na to uwagę, ponieważ to właśnie jakieś przekazane poufnie potwierdzenie „z ostatniej chwili”, że może pojawić się na uroczystościach katyńskich (albo wprost wśród oczekujących na lotnisku „zapasowym”) sam Miedwiediew, mogło zaważyć na tym, że Prezydent wsiadłby w Warszawie na pokład jakiegoś samolotu (z tych szykowanych na 10-04) mimo rozpoznanego przez służby specjalne niebezpieczeństwa.

 

Cytowany w pierwszym akapicie Bukowskiwięc nieco wyolbrzymia i mnoży możliwe trudności, jakie mogłyby się pojawić, gdyby szykowano zamach na prezydencką delegację. Z punktu widzenia zamachowców, którzy, jak można chyba zasadnie sądzić, mogli się szykować do wojskowej operacji na 10-04 już od 2008 r. (od czasu inwazji na Gruzję), jeśli nie wcześniej, wystarczyłoby tylko doprowadzić „obiekty” do miejsca, w którym można by rozpocząć operację. Niepożądane (z punktu widzenia zbrodniarzy) byłoby jedynie wylądowanie w niewłaściwym miejscu (od czego jednak są służby kontrolujące ruch powietrzny, by wydawać: a) określone zakazy – np. z powodu mgły panującej na danym lotnisku i b) nakazy skierowania się na „zapasowy” aeroport) i/lub zawrócenie do Polski.

 

Załóżmy zatem, że Prezydent Polski mimo wszystko podjąłby wyzwanie i zdecydowałby się polecieć owego feralnego dnia do Katynia. W jaki sposób (jeśli polskie spec-służby miałyby rozpoznanie tego, co jest z wyprzedzeniem szykowane na polance samosiejek przy murze lotniska Siewiernyj) można by próbować zapobiec tragedii (mam na myśli teraz polską stronę)? Na przykład przyspieszając[4] wylot z EPWA (hipoteza wcześniejszego wylotu) i przygotowując się do powitania prezydenckiej delegacjinie tyle na XUBS, ale przede wszystkim na lotnisku Jużnyj[5] – tj. wysyłając tam część przedstawicieli ambasady oraz ekipy dziennikarzy, które miałyby transmitować powitanie (skromniejszą grupkę osób skierowano by na XUBS). Znamy wszelako aż za dobrze legendę dotyczącą „smoleńskiego poranka” – tzw. wszyscy (dziennikarze, parlamentarzyści etc.) cierpliwie czekają w Katyniu, trochę jak weselnicy na wsi na przybycie „młodej pary” – nikt się więc z żadnymi kamerami ani aparatami fotograficznymi, tudzież z wozami transmisyjnymi, nie rozstawia u bram żadnego smoleńskiego lotniska – tak jakby co tydzień przylatywała tak liczna i takiej rangi delegacja do Smoleńska.

tvp

Ktoś powie: jakże by czekano na Jużnym (UUBS), panie dzieju, skoro czekano (co legenda uparcie głosi od ponad 5 lat) tylko i wyłącznie na legendarnym smoleńskim Siewiernym? Otóż wystarczy uważna analiza dwóch relacji: Bahra i D. Górczyńskiego[6], by dojść do wniosku, że nie znajdują się oni 10 Kwietnia rano w tym samym miejscu[7]. Bahr wita się po przyjeździe na lotnisko, jak wiemy z jego opowieści, z „postawną blondynką”, która pełni funkcję wicegubernatora – ale… nie z gubernatorem S. Antufjewem[8], którego widzimy i na filmie „Anatomia upadku 2” (proszę odświeżyć sobie jego opowieść i to, jak dziwi się niej A. Gargas) i na klatkach zrobionych na płycie Siewiernego przez operatora K. Łapacza (towarzyszącego W. Baterowi), a pokazanych w dok. filmie „Na własne oczy” J. Kruczkowskiego (Antufjew u Gargasowej mówi nt. Bahra, ale już „po katastrofie”). Bahr w swych wspomnieniach tego, co się dzieje na lotnisku „przed katastrofą”, nie opowiada o tym, jak niejaki „Kozłow” podchodzi do polskiej grupy i podaje na przestrzeni kilkudziesięciu minut alternatywne wersje tego, co się z „prezydenckim tupolewem” ma dziać – a to lot do Moskwy, a to lot do Mińska, a to jednak lądowanie na Siewiernym[9]. Co więcej, w zeznaniach złożonych w prokuraturze, które zostają streszczone w tzw. „Uzasadnieniu” (s. 211, por. moje opracowanie „Short stories”, s. 10), Bahr twierdzi, że nie przekazywano mu żadnej wiadomości o skierowaniu PLF 101 na zapasowe lotnisko ani o opóźnieniu przylotu. Tak jakby nie był na tym samym lotnisku z niezapomnianymi „namiotami” (pokazanymi w legendarnym już filmie „Mgła”), co Górczyński i Antufjew.

namiot

Za tym, że Bahr mógł czekać „gdzie indziej” (w Smoleńsku) przemawiałoby też to, że na Siewiernyj miał jechać za strażą pożarną i dotrzeć na „polankę samosiejek” ze sporym opóźnieniem – gdy już teren był całkowicie „opanowany” przez ruskich mundurowych, zaś (vide wywiad dla „NDz”) na „miejscu katastrofy” stać miał (sfilmowany przez R. Sępa) wóz dowodzenia przesłaniający to, co widać było dalej. Wedle „zegara MSZ”[10], że się tak wyrażę, Bahr ma otrzymać telefon od dansingbubka z „centrum operacyjnego” dopiero o 9:07(dopiero, skoro „samolot upadł” o 8:41 jeśli nie o ok. 8:35, jak twierdził por. A. Wosztyl). Wedle jednak „zegara Sępa i Kraśki” (sporo na ten temat pisałem w „Suplemencie”) Bahr byłby przy polance samosiejek nawet jeszcze później, bo koło 9:30/9:40 – co zresztą zgadzałoby się z tym, co opowiada ambasador w czerwcowym (2010) wywiadzie dla „NDz”, kiedy zdaje się on słyszeć okrzyki dziennikarzy usiłujących przedrzeć się przez ruski kordon („Tam jest nasz prezydent!”). Ci ostatni zaś potrzebowali sporo czasu, by dotrzeć w okolice „miejsca katastrofy”.

wóz

Szeroko komentowane w blogosferze są „niedobory zdjęciowe”, jeśli chodzi o Okęcie – ale zauważmy poniekąd dla szerszego obrazu poważny niedostatek zdjęć z Siewiernego – oczywiście „sprzed katastrofy”. Tyle tam osób czekało i to tak długo, a fotografii pamiątkowych tyle co kot napłakał. Czy ktokolwiek dysponuje choćby zdjęciem Bahra z XUBS? Nie chodzi mi o fotkę z 7-04-2010,

7-04

na której siwą głowę ambasadora widać na jednym z ujęć w okolicach „premierskiego” tupolewa. Chodzi o 10-04-2010. Mało kto pewnie pamięta, jak dwóch przewybitnych dziennikarzy śledczych Ministerstwa Prawdy Macierewicza, czyli G. Wierzchołowski i L. Misiak, co zęby zjedli na rozkminianiu „katastrofy smoleńskiej”, dotarło nadludzkim wysiłkiem woli do tajnego foto-archiwum M. Wierzchowskiego (urzędnika KP, przypomnę). Miał on sobie trochę zdjęć porobić na XUBS, zabijając nudę oczekiwania. Tajne archiwum, powiadam, bo i żadnej fotki MW ani Wierzchołowski, ani Misiak, ani nawet Gargas na przestrzeni ostatnich paru lat nie opublikowała. Czyżby nie widać było na tych zdjęciach „nieziemskiej mgły”, za to widać było to, że „nie wszyscy są” spośród tych, co być na Siewiernym mieli? Czort smoleński jeden wie.

 

By nie być gołosłownym, zacytuję teraz opis dwóch śledczych z „GP”, bo porażająca książka „Musieli zginąć” dziś może być białym krukiem (s. 52):

 

„Mieliśmy nadzieję, że zdjęcia, jakie udostępni nam Marcin Wierzchowski, odkryją wszelkie tajemnice [chodzi o tajemnice kolumny prezydenckiej – przyp. F.Y.M.]. Gdy zatelefonowaliśmy do niego, chciał nam pokazać zdjęcia dopiero podczas spotkania. Jak mówił, nie jest to rozmowa na e-maile. Gdy jednak nalegaliśmy, przesłał trzy fotografie. Na jednej widać ustawione na parkingu tyłem do wału ziemnego dwa autokary z tabliczkami za szybą z numerami 15 i 16, ustawionego przodem do wału busa CD (polskiego korpusu dyplomatycznego) i tyłem do tego wału auto osobowe z czerwoną rejestracją. Na drugim można dostrzec stojące jeden za drugim, ale równolegle do wału ziemnego dwa auta polskiego CD (korpusu dyplomatycznego). Jak się potem dowiedzieliśmy od Marcina Wierzchowskiego, pierwsze było do obsługi ambasadora RP w Moskwie Jerzego Bahra, drugie – ambasadora tytularnego Jerzego Turowskiego [tak w oryg. – przyp. F.Y.M.]. za autem Turowskiego widać czerwono-niebieski „kogut” auta rosyjskiej milicji. W tle aut Bahra i Turowskiego stoi ustawiona do nich prostopadle, tyłem do wału ziemnego, karetka pogotowia. Kolejne zdjęcie przedstawia pomnik-samolot na betonowym cokole. Z jego lewej strony nie widać parkingu, gdzie stoją auta opisane wyżej, lecz na obrzeżu płyty lotniska cztery samochody z niebieskimi „kogutami” i dwa busy. Są jeszcze inne zdjęcia, jakie wówczas pracownicy Kancelarii Prezydenta zrobili na lotnisku ale mają charakter osobisty, pamiątkowy. Na jednym z nich, którego nam Marcin Wierzchowski nie przysłał, ale podczas spotkania pokazał, widać Wierzchowskiego z Dariuszem Górczyńskim (tak po namyśle zidentyfikował go Marcin Wierzchowski), szefem Departamentu Wschodniego MSZ-etu na tle pomnika-samolotu. Jak mówił Marcin Wierzchowski, to, co pokazał nam na fotografiach, to wszystkie samochody, jakie były wówczas podstawione dla delegacji. Fotografie te były wykonane – jak utrzymywał – około 20 minut przed katastrofą. (…)”

namiot

Tyle miejsca poświęcam foto-depozytowi Wierzchowskiego, bo każdy, kto słyszał występ tego świadka przed nieomylnym ZP[11], wie, że to właśnie ten prezydencki urzędnik potwierdza obecność Bahra na Siewiernym. Gwoli ścisłości „ambasadora bodajże Bahra”. Wierzchowski nie tylko zapewnia ZP, że z „chyba Bahrem” oczekuje na przylot „prezydenckiego tupolewa”, ale też z tymże bodajże ambasadorem jedzie limuzyną, sądząc, że „chyba wylądowali” (Wierzchowski: „mówię do amba… bodajże do ambasadora Bahra, mówię: „Kurczę, chyba wylądowali”. (…) Mówię do ambasadora Bahra: „panie ambasadorze, chyba wyjeż… wyjechali, czy mogę? I po prostu wsiadłem z nim do jego sa-… do jego limuzyny, yyy, i z jego kierowcą po prostu tam pojechaliśmy.”). Z perspektywy czasu zastanawiam się, czy tak jak Wierzchowski w grudniu 2010 miał się okazać dla ZP „koronnym świadkiem”, jeśli chodzi o „ciała na miejscu katastrofy” (ciał pasażerów Tu 154M miał nie widzieć ani leśny operator S. Wiśniewski, ani Bahr, jak pamiętamy), nie miał także poświadczać pobytu Bahra na XUBS („przed katastrofą”). Problem z relacją Wierzchowskiego jest niemniej taki, że – w przeciwieństwie do opowieści Bahra – nie ma ów świadek jechać za wozem straży pożarnej tylko za autami „ochrony rosyjskiej”.

 

I na tymże posiedzeniu ZP z MW pojawia się jeszcze jedna intrygująca kwestia a propos oczekiwania na lotnisku:

 

„(Poseł): Na zewnątrz czekaliście?

MW: Lotniska?

(Poseł i posłanka): Na płycie? Czy w pomieszczeniu?

AM: Czy w jakimś budynku?

MW: Nie, nie, nie, nie. Na zewnątrz. Tak, tak. Staliśmy, było chłodno. Rozmawialiśmy sobie tak.

(Posłanka Kruk): Od której godziny?

MW: No ja byłem z godzinę przed – co najmniej. Na... na... na...

(Posłanka):  Czy widział pan jaka, który ląduje z dziennikarzami?

MW: Yyy... nie.

 

O jakiż bowiem budynek mogło parlamentarzystom chodzić (którzy przecież w grudniu 2010 na pewno wiedzieli z licznych zdjęć, że na XUBS żadnego budynku do oczekiwania na przyloty nie ma)? I o kim wiedzieliby owi parlamentarzyści, że w jakimś budynku na jakimś smoleńskim lotnisku kiedyś na coś/kogoś  czekał lub mógł czekać? Czyżby to chodziło np. o Sasina, który, jak twierdzi w książce „Mgła”, odbył sobie z nadmiaru czasu wycieczkę po gorodzie-gieroju, nim trafił do Katynia? Wierzchowski taką mianowicie freuowską pomyłkę popełnia, opowiadając przed ZP o przygotowaniach (w gronie urzędników prezydenckich):

 

„ [9 kwietnia 2010 – przyp. F.Y.M.] ”

 

Z kolei z tejże KP T. Szczegielniak przed ZP[12] zapewnia, że rus. stronie zgłoszeni byli z wyprzedzeniem ci trzej: Sasin, Kwiatkowski i Wierzchowski jako oczekujący na delegację:

 

p. Katarzyna Doraczyńska w tym okresie była na urlopie, ja ją częściowo zastępowałem, więc na yyy... była potrzeba formalnego zgłoszenia mnie, jak również dwóch osób na lotnisku na Okęcie yyy... celem pomocy przy yyy... doprowadzeniu osób do samolotu, jak również tutaj  była prośba o zgłoszenie yyy... p. ministra Jacka Sasina i dwóch osób mu towarzyszących – p. Adama Kwiatkowskiego i p. Marcina Wierzchowskiego, jak również samochodu i kierowcy na lotnisko... na lotnisko w... Smoleńsku. Z tego, co wiem, yyy... przed... yyy... p. minister... znaczy bezpośrednio przed... oczekiwał na... na samolot z tych osób, które... które prosiliśmy, żeby zostały zgłoszone, p. Marcin Wierzchowski.

 

Może więc Sasin z Kwiatkowskim najpierw zawitaliby na Jużnyj, a dopiero potem udali się na Cmentarz Katyński, dowiedziawszy się, że PLF 101 „skierowano np. do Moskwy”[13]?

 

[1] M. Pilis, A. Dmochowski, „List z Polski”, Poznań 2011, s. 229-230.

[2] T. Torańska „Smoleńsk”, Warszawa 2013, s. 25-26: TT: „30 sierpnia [2007 r. – przyp. F.Y.M.] więc Kancelaria Prezydenta poprosiła pana o pomoc w przygotowaniu wizyty i poinformowała, że dzień wcześniej zaprosiła do Katynia prezydenta Rosji, wtedy Władimira Putina.” JB: „Jak zaprosiła, niech mi pani przypomni.” TT: „Maciej Łopiński, szef Gabinetu Prezydenta, 29 sierpnia przekazał to zaproszenie ambasadorowi Rosji w Polsce Władimirowi Grininowi.” JB: „No, no. I co było dalej?” TT: „Putin nie przyjechał.”

[4] A nie opóźniając. Legendy o spóźnieniu Prezydenta na odlot można wsadzić między bajki, uważam.

[5] Gdyby na Jużnym wylądował „prezydencki tupolew”, to nie sposób byłoby uruchomić inscenizacji katastrofy przy XUBS. Oczywiście Ruscy, wiedząc, że taki się szykuje scenariusz, zadbaliby o odpowiednio wczesną mgłę na Jużnym właśnie (wiemy to ze „stenogramów z wieży”, że najpierw mgła się pojawia na południowym smoleńskim lotnisku) i o odesłanie PLF 101 znad Jużnego na Siewiernyj (a tam znów mgła).

[7] Naturalnie, by nie było niejasności, Bahr nigdzie oficjalnie nie mówi, że czeka na Jużnym. To byłoby zbyt proste. Dziennikarze zaś (śledczy i inni, niezależni i zależni) nie drążą kwestii Jużnego, jakby to lotnisko nie istniało w ogóle w Smoleńsku.

[8] Por. też http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/pozwolcie-nam-podejsc-tam-jest-nasz-prezydent/ - w tym wywiadzie z czerwca 2010 Bahr, pytany o Antufjewa, stwierdza: „Pamiętam jedynie panią wicegubernator, która przybyła na lotnisko chwilę po mnie. Nie potrafię jednak powiedzieć, czy także sam gubernator tam był. A
to ze względu na to, co później działo się na lotnisku w Smoleńsku.
Normalnie jest tak, że gubernator wita przylatującą delegację. Możliwe
jednak, że mógł on być w Katyniu.”

[9] Por. też https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/short-stories-fym.pdf s. 9-10. Czytając relacje świadków będących urzędnikami ambasady należy pamiętać, że 10 Kwietnia w Smoleńsku jest dwóch polskich ambasadorów: Bahr i (jako wice-) T. Turowski.

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka