…to 10 Kwietnia zdumiewać mogą dwie wiadomości, obie podawane przez polski MSZ, a dotyczące ofiar „katastrofy smoleńskiej”, które rzekomo nie zginęły. Nie chodzi tym razem o newsa o „problemach z lądowaniem prezydenckiego jaka-40”, który przez chwilę, owego dnia, mógł nieść nadzieję i faktycznie niósł, że skala tragedii nie jest tak wielka, jak w przypadku „rozbicia się tupolewa” (ogłoszonego niebawem). Wystarczy w tym miejscu przypomnieć to, jak w Trójkowym studiu politycy po wstępnych doniesieniach ze Smoleńska zaczynają zrazu dyskusję o „tych jakach” (Kalisz:
Może to nie ten moment, ale te jaki…, Kalinowski:
Tyle się na ich temat mówiło. Tyle razy się mówiło…, (prawdopodobnie) Kowal:
Dajcie spokój)
[1], a na antenie TVN24 taką dyskusję z zaproszonymi gośćmi chce zainicjować J. Kuźniar (
To był jak-40, jedna z najbardziej wysłużonych maszyn w polskiej służbie, prawda?), lecz W. Olejniczak obecny w studiu bardziej interesuje się losami ludzi na pokładzie aniżeli kondycją „parku maszynowego” 36 SPLT
[2]. I właśnie losów ludzi z prezydenckiej delegacji dotyczyć mają te dwie zdumiewające wiadomości MSZ-u podawane później.
O 9:35 rządowa telewizja informuje za P. Paszkowskim, ówczesnym rzecznikiem MSZ (
w tej chwili ekipy przystąpiły, no, do próby wydobycia pasażerów z pokładu samolotu), z którym przez telefon rozmawia (od 9:34) Kuźniar, że
służby podejmują próbę wydobycia pasażerów samolotu prezydenckiego. Jest to na 6 minut przed informacją podawaną przez Reutersa, zgodnie z którą miałoby zginąć 87 osób. Tymczasem już o 9:07 (a więc niemal pół godziny wcześniej przed newsem podanym przez TVN24 za Paszkowskim i MSZ), jeśli wierzyć upublicznionym z dużym opóźnieniem, po latach, w marcu 2012, fragmentom rozmów na tel. linii Warszawa-Smoleńsk-Warszawa
[3], amb. J. Bahr ma przekazywać dansingbubkowi z „centrum operacyjnego” MSZ, że
samolot jest całkowicie rozbity, stoimy w odległości 150 metrów, nie ma żadnego śladu życia, ugasili pożar, który był w przedniej części i to jest wszystko. Otoczone to jest już przez straż pożarną i… (…). Jasne więc jest wtedy (o owej 9:07), że o żadnym „wydobywaniu pasażerów z pokładu samolotu” nie ma i nie może być mowy, ponieważ ani słowem o jakiejkolwiek akcji ratowniczo-medycznej Bahr gostkowi z C.O. nie mówi. Ten ostatni zresztą nie wypytuje Bahra o nią (a wyłącznie o to, czy to
jest pewne, że to był ten nasz samolot), choć takie pytanie cisnęłoby się samo na usta, nawet w formie:
Czyżby nikt się nie uratował? Podjęta jest jakaś akcja ratunkowa? Nawiasem mówiąc, za głosem Bahra nie pojawia się (w słuchawce) wycie żadnych syren pogotowia – tak nam świetnie znanych choćby ze ścieżki dźwiękowej paradokumentu „polskiego montażysty katastrof”, czyli S. Wiśniewskiego, którego materiał 10 Kwietnia zrobił niezwykłą furorę w mediach całego świata, po czym TVP objęła go „embargiem”, jak w czerwcu 2010 informował
Nasz Dziennik[4].
Tak więc o godz. 9:07 Bahr przekazuje do MSZ informację o braku śladów życia na „miejscu katastrofy” (rozmawia też przecież z R. Sikorskim), po czym o 9:34/9:35 MSZ via TVN24 zawiadamia opinię publiczną o tym, że podejmowane są próby wydobycia pasażerów z pokładu „prezydenckiego samolotu”, choć, jak pamiętamy ze zdjęć z okolic Siewiernego, na polance samosiejek próżno by szukać 10 Kwietnia kawałka pokładu, z którego dałoby się kogokolwiek wydobyć. Ba, żeby chociaż jakieś rzędy foteli pasażerskich się znajdowały albo kokpit z przypiętymi pilotami. Ale to nie koniec, bo o godz. 9:41 przekazywana jest wprawdzie za Reutersem informacja o tym, że 87 osób zginęło
(przy czym
nie jest podawane, mimo upływu czasu – ile osób leciało), a o 9:56 za „gubernatorem obwodu smoleńskiego” wiadomość o tym, że
nikt nie przeżył katastrofy[5] – lecz niedługo później pojawia się news (znów Paszkowski/MSZ), że trzy osoby mogły przeżyć (
Piotr Paszkowski, rzecznik MSZ, przyznaje, że zaistniała informacja, że trzy osoby przeżyły, ale to informacja agencyjna, przez nas na razie nie potwierdzona, zakładamy że wszystkie 88 osoby zginęły[6]). Zwróćmy uwagę, że Paszkowski podaje zarazem, że „wszystkie 88 osoby zginęły”
[7], jakby na pokładzie „prezydenckiego tupolewa” tylko tylu ludzi było/miało być. Wnet bowiem, jeśli nie równocześnie, media będą przekazywać „zweryfikowaną” wiadomość o… 132
[8] (śmiertelnych) „ofiarach katastrofy smoleńskiej”
[9].
I to jeszcze nie wszystko, jeśli chodzi o informowanie o zabitych. Na przykład na antenie TVP Info, 10 Kwietnia w okolicach wpół do 12-tej, będzie czytana grobowym głosem przez D. Holecką „lista osób na pokładzie Tu-154” z uwzględnieniem osób
żyjących – takich jak T. Stachelski z protokołu dyplomatycznego i D. Gwizdała, J. Opara, A. Kwiatkowski, M. Wierzchowski, M. Jakubik z prezydenckiej kancelarii
[10].
Wydaje się natomiast, że jeśliby 1) do „upadku tupolewa” doszło o 8:41 („godzina Morozowa”)
[11] i wszyscy na jego pokładzie będący by wtedy natychmiast zginęli (w liczbie 96), jak chce legenda moskiewska, podtrzymywana też nad Wisłą w różnych kręgach, jeśliby też 2) w ciągu paru minut na miejscu znaleźli się przedstawiciele polskiej ambasady – to już do godz. 9-tej „wszystko powinno być jasne”, biorąc pod uwagę stosowny czas na jakieś oględziny „miejsca katastrofy”. Po 9-tej powinny media podawać za MSZ-em po prostu informację (oficjalną):
wszyscy zginęli na pokładzie „prezydenckiego tupolewa” – było to 96 osób – i podawać listę nazwisk, co do której nie powinno być żadnych wątpliwości, ni pomyłek. Tymczasem zrazu nie wiadomo, co to za samolot ani kto na jego pokładzie faktycznie leciał – tak jakby podczas odprawy pasażerów na Okęciu nie było to jednoznacznie ustalone (kto wsiadł, kto nie – i na który pokład). Zrazu nie wiadomo, o której wyleciał „prezydencki samolot” i o której przyleciał w okolice Smoleńska. Zrazu nie wiadomo, jak długo krążył nad lotniskiem ani o której się rozbił. W pierwszych dniach po „katastrofie” pojawi się nawet podejrzenie, że tupolew mógł się zderzyć w jakiś sposób z iłem-76
[12].
Zrazu też 10 Kwietnia jakby nie wiadomo, co się de facto dzieje z ludźmi z prezydenckiej delegacji, czego wyrazem wydaje się być informacja MSZ z godz. 9:34/9:35 o próbie wydobywania pasażerów z pokładu samolotu, która to informacja, na dobrą sprawę, w ogóle nie powinna się 10 Kwietnia pojawić. Pytanie zatem, skąd się wzięła, prawie godzinę po „katastrofie”? Kto taką właśnie wiadomość do MSZ-u przekazał i dlaczego tę wiadomość ów MSZ upublicznił – jakby do czegoś faktycznego się odnosiła – dysponując świadkami na „miejscu katastrofy” w Smoleńsku? Ktoś powie: może zwyczajnie „ku pokrzepieniu serc”. Wyobrażenie akcji polegającej na ratowaniu poszkodowanych zawsze wznieca nadzieję na to, iż ktoś się mógł/może uratować. Problem w tym, że żadnej takiej akcji na Siewiernym nie było.
[4] http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100624&typ=po&id=po22.txt Agencja Produkcji Audycji Informacyjnych nie będzie wykorzystywać w przyszłych produkcjach materiałów autorstwa Sławomira Wiśniewskiego, które nagrał w Smoleńsku tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu. Jak tłumaczy TVP, powodem takiej decyzji są "nieuregulowane kwestie formalnoprawne".
[9] Czerska Prawda będzie podawać nawet takie „wyliczenia” na zdjęciu polskiego Tu-154M, że na pokładzie może się mieścić nawet
do 180 osób (
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/51,114873,7752546.html?i=4), tak jakby dziennikarze nie wiedzieli o tym, w jaki sposób zmodernizowane są wnętrza rządowych tupolewów w 36 SPLT – i jakby „nie wiedząc” tego, nie mogli ustalić, po prostu dzwoniąc do kogoś z MON lub specpułku.
[11] A 8:56 to tylko wynik, powiedzmy, pomyłki, więc nie zakładamy, że dopiero jakiś czas po 9-tej na pobojowisku zaczęli się pojawiać polscy przedstawiciele. (W
Suplemencie do opracowania
Uchod experiment podawałem jednak taką możliwą wersję interpretacji wydarzeń, że auta „ambasadzkie” są dopiero koło 9:30 widziane przez P. Kraśkę, jak zawracają sprzed muru lotniska za strażą pożarną:
https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-uchod-experiment-suplement.pdf s. 228-229)
[12] http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100428&typ=po&id=po01.txt Jedna z wersji rozważana przez śledczych zakłada, że do katastrofy z 10 kwietnia pod Katyniem doszło na skutek tego, że na kursie polskiego Tu-154M znalazł się rosyjski samolot wojskowy Ił-76. To tłumaczyłoby, dlaczego mjr Arkadiusz Protasiuk zdecydował się na gwałtowne obniżenia kursu samolotu: chciał w ten sposób uniknąć kolizji z potężnym transportowcem, który znalazł się tuż nad prezydenckim tupolewem. Kapitan zdołał wyprowadzić maszynę z turbulencji na prostą. Niesłychanie trudny manewr zapewne zakończyłby się powodzeniem. Gdyby nie drzewa.Jak jednak pamiętamy z lektury choćby polskich Uwag (z grudnia 2010) do projektu „raportu MAK”, polska strona nigdy nie uzyska (na przestrzeni 4 lat) informacji o „ruchu lotniczym” nad XUBS w godzinach porannych w dn. 10-04-2010. Por. też rozmowę z płk. J. Artymiakiem z lipca 2010, który podaje wtedy:Wystąpiliśmy do Rosji o dokumenty związane z ruchem samolotów na lotnisku Siewiernyj. Wniosek zawierający również kwestię związaną z przekazaniem przez stronę rosyjską (prokuraturze polskiej) informacji dotyczących ruchu samolotów na lotnisku w Smoleńsku skierowaliśmy 9 czerwca 2010 roku. Niewykluczone jednak, że już wcześniej mogliśmy się też o to zwracać. Do tej pory jednak nie mamy na nie odpowiedzi. Ale mamy to na uwadze.
http://stary.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100708&typ=po&id=po03.txt