Free Your Mind Free Your Mind
357
BLOG

Salonowy gorset (dedykowane nie tylko Katarynie)

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 163

Przychodząc do salonu24, kierowałem się dwiema przesłankami. Znając go z długich i winikliwych obserwacji, wiedziałem, że różni się on zdecydowanie od jakiegokolwiek gazetowego forum, zaś organizatorzy salonu jako tako dbają o pewien "standard elegancji dyskutowania" (mówiąc inaczej, że w komentarzach nie dominują ludzie znający parę przekleństw i mający wielkie problemy z ortografią i składnią języka polskiego). Po drugie, widząc różnorodność tematyczną blogów (wbrew nazwie, nie są tu wyłącznie poruszane kwestie z zakresu polityki, ale i są wspomnienia wojenne, dyskusje o muzyce, literatura itd.), stwierdziłem, że można się tu "wstrzelić" z blogiem, bo właściwie panuje tu nieograniczona wolność słowa. Jeden z przyjaciół (także obserwator tej blogosfery) namawiał mnie zresztą jakiś czas, żebym właśnie tu, czyli, do salonu się dołączył. Zrobiłem to i mogłem (i mogę nadal) od środka oglądać rozmaite przemiany, jakim to wirtualne miejsce podlega. Jest to z pewnością miejsce do badań i socjologicznych, i psychologicznych (psychologia Internetu), a nawet antropologicznych. Włączyłem się w momencie, gdy po personalnych atakach ostentacyjnie wycofywała się Kataryna i gdy toczyły się dyskusje dot. ograniczenia swobód wypowiadania się, dość eufemistycznie nazywane sporem o jakiś zbiór zasad w salonie. Na szczęście do ustalenia takiego kodeksu "dobrych obyczajów" nie doszło, a Kataryna, nawoływana przez K. Kłopotowskiego, powróciła, choć pozostając w (zrozumiałym z wielu względów) dystansie do salonu. 

Wspominam o Katarynie na zasadzie pewnej reprezentatywnej dla blogosfery osoby (nie chcąc nikogo pominąć, musiałbym wymienić nicki wielu - nie tylko salonowych - fascynujących swoją osobowością i klasą blogerów - proszę więc: brothers and sisters, potraktujcie Katarynę jako "symbol" Waszej (naszej) społeczności) świadomie obstającej przy anonimowości. Muszę o tym wspomnieć, bo sam na własnej skórze zaczynam odczuwać gorset salonowy, jaki nałożony był Katarynie i nakładany jest, jak widać, innym "politycznie niepoprawnym" blogerom. Gorset ten polega na stopniowym ograniczaniu swobody wypowiedzi i swobody działania. Jak nie "pisanie propagandowe", to "przeklejanie", jak nie przeklejanie, to "grafomania", "blogowanie zbyt rozwlekłe" lub "zbyt lakoniczne" itd. Wszystkich tych pseudo-argumetów można by przywoływać na kopy (pomijam już obelgi, wyzwiska i straszenie innych np. "bałkanizacją salonu", do której doprowadzić może dany bloger - swoją drogą trzeba mieć tupet, by coś takiego napisać). Przede wszystkim jednak nie do zniesienia jest blogerska anonimowość. Ludzie sobie rwą włosy z głowy, że nie można się dowiedzieć, kto zacz, zadają sobie nawet trud wyszukiwania w google, by znaleźć jakiś trop (vide Marta Wawrzyn). I ogromnie ich to uwiera, ale też daje powody do bezkarnego zupełnie nabijania się z danej "anonimowej" osoby.

Zaraz powrócę do anonimowości, ale jeszcze chcę dwa słowa o salonowym gorsecie powiedzieć. Do tego bowiem dochodzi, że pojawiają się głosy nie tylko, że "zbyt dużo" ktoś ma postów, ale i "zbyt dużo ma komentarzy", że "zbiega się do danego blogera zbyt dużo osób", że "nabijają licznik", że on "sam siebie komentuje nieustannie" itd. (ten ostatni argument zgłasza niezawodny Sadurski na blogu zachwalanej przez niego za dość prostacki dowcip na mój temat Marty Wawrzyn w sytuacji (http://pazurkiem.salon24.pl/index.html#comment_489318), gdy autorka na 210 komentarzy 105 pisze sama). Te osobliwe przejawy troski o porządek w salonie, miałyby być może uzasadnienie, gdyby to była prywatna knajpa, w której o określonej porze można zamknąć lokal i maruderów wyprosić, ale tu - w blogosferze? Na czyimś własnym blogu nie wolno robić tego, co się podoba (o ile nie jest to sprzeczne z prawem)? Niechby nawet dany bloger sprosił wszystkich krewnych i sąsiadów z blokowiska, zapłacił im i całymi dniami by przesiadywali i zapełniali mu komentarzami miejsca pod postem - to niczyj interes. Niczyj, powtarzam. Można by, idąc za przesłankami takiego zawistnego (bo dobrej woli dostrzec tu nie sposób) myślenia, powiedzieć jeszcze inaczej: jeśli pod czyimś postem nie ma zbyt wielu komentarzy lub nie ma ich w ogóle, to może zalecić adminowi wykasować taki blog (bo "nikt nie czyta"). To zatroskanie o to, co się dzieje u blogerów, których "programowo się nie czyta" przypomina z jednej "politykę wydawniczą" za czasów inżynierii dusz, kiedy dbano o prawidłowe kształtowanie świadomości socjalistycznej obywateli. Nie muszę chyba dodawać, że z wolnością słowa, którą rzekomo wywalczyliśmy sobie na przełomie lat 80. i 90. nie ma to wiele wspólnego, nie mówiąc już o wolności słowa w blogosferze, którą - o czym trzeba głośno mówić - zagospodarowali najpierw blogerzy (dopiero po nich pojawili się blogujący "dziennikarze internetowi" czy naukowcy). Z drugiej zaś strony, owo zatroskanie stanowi wyraz jakiejś małoduszności ludzi, którym przez myśl nie może chyba przejść to, że blogosfera rządzi się o wiele bardziej przejrzystymi regułami niż "realne kontakty towarzyskie". Więzi społeczne zawiązujące się w Sieci mają inny "podkład" niż więzi służbowe czy rodzinne. Zatroskanym o "tłok" na niektórych blogach zwyczajnie nie mieści się w głowie, że pewne osoby nie tylko mogą mieć dość podobne poglądy (niestety, nielewicowe), ale i mogą żywić do siebie sympatię zupełnie bezinteresownie - po prostu, spotykając się o czasu do czasu on-line. Nie widząc się na oczy, nie mając żadnych wobec siebie zobowiązań, ceniąc się właśnie za pewną - mówiąc górnolotnie - wspólnotę ducha i myśli.

Tworzenie się takich wspólnot Sieciowych jest zjawiskiem badanym przez socjologów i psychologów Internetu, a publikacji na ten temat jest mnóstwo - tak czy tak jest to zjawisko na tyle trwałe, że nie można mówić o jego "przejściowości" czy "efemerydalności". Działania zmierzające do skonstruowania jakiegoś gorsetu w salonie24, czy wręcz wypchnięcia takich blogerów "ogniskujących wokół siebie" wspólnotę ludzi sympatyzujących ze sobą i dobrze się rozumiejących, mogą spowodować jedynie rozbicie takiej wspólnoty w tymże wirtualnym miejscu, ale nie zniwelowaniu tego zjawiska. Można zatem zniechęcić Katarynę do blogowania w salonie i odczuwać z tego powodu jakąś mroczną satysfakcję, nie spowoduje to jednak zniknięcia zjawiska tworzenia się wspólnot "wokół blogerów" (po Katarynie przyjdą następni). Piszę to celowo w cudzysłowie, ponieważ to nie tyle sam bloger staje się "zaczynem" takiego kręgu sympatyzujących ze sobą osób, ale pewna "wspólna płaszczyzna duchowo-intelektualna". Ta wspólnota tworzy się w sposób spontaniczny, naturalny i dobrowolny. Ludzie odkrywają wzajemne "pokrewieństwo duchowo-intelektualne" i tyle. To tak, jak z rozpoznawaniem przyjaciół - już po paru dłuższych rozmowach zaczynamy odkrywać drugiego człowieka i wiemy, że jest to ktoś wartościowy, czy nie.   

Co ma jednak do tego anonimowość? Kataryna pisała kiedyś o długiej drodze, jaką musiała przejść, by zebrało się wokół niej grono osób ceniących to, co ona pisze. Anonimowość wszak wiąże się z dużym ryzykiem - startuje się w sferze publicznej "od zera". Nikt o tobie zupełnie nic nie wie, ty zaś masz do dyspozycji jedynie swoje publikowane teksty i ewentualnie reakcje na komentarze internautów. Osoba zakładająca blog nieanonimowo może okrasić go tytułami naukowymi, linkami do publikacji, spisami konferencji, zasługami dla regionu itd. W ten sposób (częściowo referuję tu poglądy Kataryny) wyrabia sobie "uprzywilejowaną" pozycję na starcie, pokazując publiczności "kim to ona nie jest". Anonimowy bloger świadomie rezygnuje z w/w emploi, by przyciągnąć do siebie czytelników wyłącznie prezentowanymi poglądami i ich wartością. Ryzyko wiąże się choćby z tym, że rozmaici mędrkowie, czasami jeszcze w wieku maturalnym albo z "wykształceniem niepełnym wyższym" mogą go zaraz brać pod włos, przepytywać, ale przede wszystkim DEZAWUOWAĆ. Oczywiście takich osób zmierzających do całkowitego podważenia wiarygodności i wiedzy danego blogera może być też wiele z tytułami nawet profesorskimi, niestety.

Ci jednakże, którzy domagają się z taką godną podziwu konsekwencją "zerwania maski" z twarzy anonimowego blogera wykazują się jednak szczególną hipokryzją - robią wrażenie bowiem, że zależy im wyłącznie na poznaniu "merytorycznego zaplecza" danego blogera - ja zaś jestem pewien, że chodzi im wyłącznie o znalezienie nowych powodów do ataku, do ośmieszania i dezawuowania danej osoby. "Dzienikarka internetowa", która "żyje głównie online" Wawrzyn chciałaby np. poznać listę moich publikacji, żeby się przekonać, co w ogóle warte jest moje pisanie (http://pazurkiem.salon24.pl/index.html#comment_485992) (?). Wolne żarty! A jeśliby się okazało, że publikuję o wiele więcej i o wiele dłużej niż ona, bo np. od 20 lat, to co? Coś by to zmieniło? Można postawić wielkie pieniądze, że zmieniłyby się tylko cele ataków - ośmieszano by po prostu inne rzeczy ze mną związane, tym razem jednak narażony zostałbym na dużo większe przykrości, bo dobrano by się do mnie już otwarcie, bez możliwości jakiejkolwiek obrony z mojej strony. Przypadek rewizji u Artura Nicponia jest szczególnym memento dla tych, którzy naiwnie sądzą, że w Sieci mozna spotkać wyłącznie ludzi dobrej woli. Nawet jeśli część domagających się "zerwania maski" nie chciałaby mi zaszkodzić, to znalazłoby się parę osób gotowych na to w stu procentach. Piszę to, wiedząc, że kogoś takiego, jak Wawrzyn, tym nie przekonam. 

O czym to "gorsetowanie salonu" świadczy - poza chęcią rozbicia pewnej wspólnoty Sieciowej? O tym, że atakującym personalnie anonimowych blogerów wcale nie zależy na jakiejkolwiek swobodnej dyskusji, a jedynie na jej radykalnym, konsekwentnym ograniczaniu. Piszę to też I. Jankemu niejako to ku przestrodze, żeby bowiem nie skończyło się na tym, że to określone jury z profesorem z Florencji na czele będzie decydowało, kto w salonie może zabrać głos, a kto nie.  

PS. A co do savoir vivre'u salonowego. Zainteresowanych odsyłam do dwóch postów, które pokazują jego najlepsze przykłady:

http://freeyourmind.salon24.pl/24995,index.html

http://freeyourmind.salon24.pl/25655,index.html

To post scriptum czynię dla odświeżenia pamięci nie tylko wielebnego A.F. Kleiny, ale i przewielebnego W. Sadurskiego, który pamięć ma dobrą, ale krótką, jak widać, skoro u Kleiny posądza mnie o jakieś "świństwa".        

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka