Free Your Mind Free Your Mind
8032
BLOG

Dendrologia wyższego rzędu: trzy brzozy, nie jedna

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 220

 

Na pewno widzieliśmy sytuację, w której pies gania za własnym ogonem – jest to widok i niezwykły, i komiczny. W takiej właśnie sytuacji znalazła się „szkoła Macierewicza”, która nadludzkim wysiłkiem woli zdobyła właśnie nieosiągalny wcześniej dla polskiej wojskowej prokuratury, jak i dla „komisji Millera” (wystarczy poczytać polskie „Uwagi” do „raportu MAK”, s. 24; por. też http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/06/FYM-Aneks-3.pdf, s. 23) „protokół oględzin miejsca zdarzenia”, który to protokół „kasuje wszystko”, co oficjalnie ustalono do tej pory:
 
Dotarliśmy do pierwszego opisu terenu, na którym znajduje się m.in. pancerna brzoza, wykonanego zaledwie cztery godziny po katastrofie w Smoleńsku. Jest to oficjalny dokument sporządzony przez służby rosyjskie. Wyłania się z niego zupełnie inny, od zawartego w raportach MAK i komisji Millera, obraz tego, co rankiem 10 kwietnia 2010 roku: żadne z ujętych w nim drzew nie pasuje do słynnej brzozy, która rzekomo zniszczyła samolot, a szczątki Tu-154M były rozsiane na ogromnej przestrzeni – kilkakrotnie większej niż teren opisywany przez Anodinę i polski rząd [polski rząd opisywał teren? - przyp. F.Y.M.]. Treść tego nieznanego dotąd opinii publicznej dokumentu potwierdza wyniki badań ekspertów współpracujących z zespołem parlamentarnym badającym przyczyny katastrofy smoleńskiej. „Ten opis jest niewygodny, bo dyskwalifikuje tezy pani Anodiny, Millera i Laska. I zapewne dlatego tak długo ukrywano go w tajemnicy przed opinią publiczną” - ocenia Antoni Macierewicz.
 
Ten wstęp autorstwa K. Gójskiej-Hejke i D. Kani („Nowe Państwo” 1/2013, artykuł „W pierwszym opisie miejsca katastrofy nie ma pancernej brzozy”, s. 20) wsparty krótką piłką prof. Macierewicza wystarczy za lekturę całości materiału, gdyż wprowadza nas w istotę rzeczy bez zbędnego rozdrabniania się w detalach, a przy okazji prezentuje w skondensowany sposób logikę rozumowania obowiązującą w „szkole Macierewicza”, która to logika daleka jest od kanonów racjonalnego i prawdziwościowego myślenia wypracowanych już przed wieloma wiekami przez starożytnych Greków.
 
Dowiadujemy się więc od autorek, iż „dotarliśmy do pierwszego opisu terenu”, jednakże nie informują nas one ani jakimi środkami lokomocji, ani jakimi drogami udało się „dotrzeć” do takiego niesamowitego skarbu. Nie wiemy też, jacy „my”, że tak powiem, „dotarliśmy” ani dokładnie kiedy „dotarliśmy”. Czy chodzi o redakcję „NP”, czy może o sam ZP, czy też może o jeszcze jakieś inne grono? Czy ten dokument wykupiono czy może dostano w prezencie poświątecznym? Kto i od kogo (kupił, dostał, wydobył etc.)?
 
Mniejsza z tym, problemem większym jest to, że samego dokumentu w postaci skanu czy innej fotokopii nie zamieszcza niestety redakcja „NP”, każąc nam wierzyć na słowo autorek tekstu, który to tekst zawiera obszerne cytaty z owego „protokołu”. Nie wiemy więc, jaka instytucja (i jacy jej przedstawiciele) sygnuje(ą) tenże „dokument”. Nie wiemy też, czy faktycznie to „pierwszy opis terenu”, czy z kolei autorki uwierzyły komuś na słowo, że to taki „pierwszy opis” (a nie „drugi”, „trzeci”). (Zwracam na to uwagę, bo przecież „pierwszy” miał być „stenogram CVR” opublikowany 1 czerwca 2010 przez MSWiA, zaś potem się okazało, iż ppłk B. Stroiński, biorący udział w „odsłuchach” i „identyfikacjach głosów w kokpicie”, podpisywał jakiś inny dokument, a nie „ten”). Nie wiemy zaś przede wszystkim, czy formularz owego „protokołu oględzin” (do jakiego „dotarliśmy” wraz z „NP”) przeszedł kryminalistyczną procedurę sprawdzania autentyczności tego rodzaju dokumentów (nic na ten temat autorki nie piszą, jakby nie było to istotne), czy też został przyjęty i opublikowany po prostu z „dobrodziejstwem inwentarza”.
 
Gdyby tego było mało, to opublikowany jest jakiś odręczny i nieco pokraczny rysunek niewiadomego autorstwa (tak jak i treść „protokołu” datowanego na 10-04-2010 w ogóle nie zawiera danych o instytucji, która go sporządzała) nazwany „odręczną mapą sytuacyjną”, o której autentyczności trudno cokolwiek powiedzieć, jak i o czasie jej sporządzenia przez anonimowego ruskiego rysownika. Ani słowem nie wspomina się o tym, czy do owego „protokołu oględzin miejsca zdarzenia”, zawierającego opisy rozmaitych elementów terenu, opisy szop wraz z leżącymi na nich szczątkami „samolotu”, opisy drzew ze szczątkami „samolotu”, opisy stert śmieci itd. dołączone były zdjęcia owych opisywanych „elementów terenu”. Jeśliby były, to czemu do nich nie udało się „nam” dotrzeć? Czyż jedno zdjęcie nie jest więcej warte niż „tysiąc słów”? Czy foto nieuszkodzonej pancernej brzozy (np. z godzin popołudniowych 10 Kwietnia) nie mówiłoby więcej niż czyjekolwiek szczegółowe opisy?
 
Widzieliśmy przecież na własne oczy zdjęcia i uszkodzonej brzozy, i uszkodzonej linii „po katastrofie”, a ruska elektrownia poświadczała stosowną bumagą, co cytował choćby doc. S. Amielin w swej książce, że bodajże o 10:39:35 (rus. czasu) centralny komputer elektrowni odnotował 10 Kwietnia awarię związaną z zerwaniem łączy w pobliżu smoleńskiego wojskowego lotniska. Na szczęście „protokół oględzin” cytowany przez „NP” odnotowuje (obok lekkich uszkodzeń „innych brzóz”) przynajmniej oberwanie przewodów „linii elektroenergetycznej”. To by dopiero bowiem było, gdyby przewody też były nieuszkodzone jak brzoza. Co najważniejsze zaś, ta nowo odnaleziona (po trzech latach) ruska bumaga („protokół oględzin”) miałaby być prawdziwsza niż bumagi z pradawnych czasów. Jeśli jednak kłamał „raport MAK” i kłamał „raport Millera”, to skąd wiemy, że nie kłamie ta akurat bumaga nazwana szumnie „protokołem oględzin miejsca zdarzenia”?
 
O, to pytanie nie do mnie, a do Gójskiej-Hejke i Kani, które podpierają się żelaznym autorytetem wirtuoza logiki okołosmoleńskiej, prof. Macierewicza, który powiada w swym komentarzu (s. 23):
 
Największą sensacją publikowanej relacji jest jednak opis i usytuowanie drzew niszczonych przez upadające szczątki rozpadającego się samolotu. Jak łatwo zauważyć, mimo bardzo szczegółowego opisu nie sposób zidentyfikować „pancernej” brzozy. Opis mówi o wielu zniszczonych drzewach, w tym o trzech brzozach[tak w oryg. - przyp. F.Y.M. - ja sobie tego nie wymyśliłem; podkr. F.Y.M.]. Żadna jednak nie pasuje do brzozy z „działki” dr. Bodina. Nie może być nią bowiem pierwsza wymieniona w relacji brzoza, której wierzchołek został zniszczony na wysokości 17 metrów. Nie jest nią także druga z kolei brzoza, którą znaleziono „obłamaną” na wysokości zaledwie 4 metrów, gdyż (choć wysokość uszkodzenia jest bliska tez Millera-Laska [wysokość uszkodzenia bliska tez - przyp. F.Y.M. - semantyka wyższego rzędu]) nie znajduje się ona nawet w pobliżu jakiejkolwiek działki. Najbardziej pasowałaby brzoza nr 3. Jest działka z porozrzucanymi śmieciami, jest szopa i są wbite w brzozę fragmenty samolotu. A do tego wokół brzozy leżą liczne szczątki, na szopie leży część poszycia, a na gałęziach wisi kaławk blachy Tu-154 [to wszystko widzi oczyma wyobraźni szef ZP zaczytując się w tekst „protokołu”, zaznaczam - przyp. F.Y.M.]. Niestety, brzoza (a dokładniej jej wierzchołek) złamana jest na wysokości JEDNEGO metra od góry! I w tej właśnie części świadkowie odnaleźli wbite fragmenty samolotu. Tak więc i to nie jest pancerna brzoza. Następne zniszczone drzewa to świerk i topola. A pancernej brzozy ani widu, ani słychu! Za to niespodziewanie natykamy się na drugą (dotychczas przez nikogo nie wzmiankowaną) „działkę przyzagrodową” o dosyć podobnej charakterystyce do działki Bodina (szopa, porzucone w nieładzie śmieci), ale brzozy na niej nie ma!
 
Okazuje się zatem (co tryumfalnie i nie kryjąc swych silnych emocji, ogłasza wszem i wobec prof. Macierewicz powyżej), że dendrologia stojąca za „MAK”-iem i „millerowcami”, jak też dendrologia Amielina i jego kontynuatorów, nie są warte funta kłaków (co było do udowodnienia w ramach prac „szkoły” ZP), natomiast nowa dendrologia, taka dendrologia wyższego rzędu, zaprezentowana właśnie w ruskim „protokole oględzin”, jak najbardziej jest w porządku i należy do niej podejść z całkowitą powagą jako do sensacji po trzech latach mozolnych badań i żmudnego śledztwa. Tamte wcześniejsze bumagi zwyczajnie kasujemy, a tę najnowszą mamy najprawdziwszą. Proste jak budowa cepa.
 
Pytanie tylko, skąd mamy wiedzieć, że ta bumaga jest już właśnie najprawdziwsza z wszystkich? Stąd, że zgadza się akurat z ustaleniami nieomylnych ekspertów ZP? No, jakieś uzasadnienie to oczywiście jest, choć doprawdy ciężko byłoby przyjąć, że już 10 Kwietnia ruscy śledczy pracowali w pocie czoła na rzecz przyszłego (powołanego przecież dopiero latem 2010) parlamentarnego zespołu, czyż nie? Szczególnie, że jego (tego ZP) najdoskonalsi eksperci wzięli się do ciężkiej pracy dopiero po opublikowaniu „raportu MAK”, gdzie dowiedzieliśmy się o „zamrożeniu FMS-a na wysokości 15 m”, od czego cała telenowela dwuwstrząsowo-dwuwybuchowa się zaczęła.
 
Pomijając ten zaskakujący i przypadkowy zbieg okoliczności (ruscy śledczy - ZP), a wracając do owego tekstu w styczniowym „NP”, to aż serce się kraje na myśl, że dysponując kolejną wystrzałową (by nie rzec, wybuchową) okazją, tenże artykuł (z tak sensacyjnym dokumentem) nie został okraszony choćby drobną kolekcją z dziesiątek tysięcy (też na pewno sensacyjnych) zdjęć będących w posiadaniu ZP, a o których słyszymy od paru już lat. Też o nich ani widu, ani słychu, że zacytuję mistrza nowej dendrologii. Jeśliby wszak były w tej kolekcji ZP właśnie (wykonane „po katastrofie”) fotografie niezłamanej pancernej brzozy, to przecież dowód tego, że „samolot” jej nie uszkodził, nie wymagałby nawet żadnego „protokołu oględzin” ani zapewnień Gójskiej-Hejke czy Kani, iż „treść dokumentu potwierdza wyniki badań ekspertów” ZP. Wszystko byłoby podane na patelni i zrozumiałe nawet dla kogoś nieposiadającego specjalistycznej, wyrafinowanej wiedzy a la prof. Dąbrowski czy prof. Jaworski, nie mówiąc o innych świetnych uczonych.
 
Pozostaje jedynie kwestia tego, kto i kiedy uszkodził ową nieszczęsną brzozę 10 Kwietnia. Nie podejrzewamy chyba, że to sprawa jaka-40 z E. Klichem i prokuratorami wojskowymi na pokładzie, co pod wieczór zawitali na pobojowisku przy XUBS. Nie wygląda na to, by dokonał tego legendarny „Frołow”, jak kiedyś sugerował nieomylny i znakomity prof. Binienda w wywiadzie dla „Faktu” (pod koniec maja 2012) (http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2012/06/FYM-Aneks-3.pdf, s. 5; por. cytat poniżej), bo z (najnowszego i zarazem pierwszego) „protokołu oględzin” i z komentarza szefa ZP wiemy już świetnie, że kilka godzin „po katastrofie” owa „pancerka” była niemalże nietknięta (pomijając lekkie uszkodzenie korony u góry i „wiszące”, ewentualnie „wbite”, szczątki „samolotu”).
 
(Fakt) - Ale brzoza jest przełamana.
WB: – To nie znaczy, że uderzył w nią tupolew. Wiemy, że przed polskim samolotem w Smoleńsku lądować miał rosyjski Ił, który w ostatniej chwili został zawrócony i który leciał bardzo nisko. Nie wiemy, czy to nie on złamał drzewo. Ponadto jest ona złamana w inną stronę niż tor lotu samolotu – nie wzdłuż tylko w poprzek.
(Fakt) - Komisja Millera twierdzi jednak, że tupolew złamał także drzewa rosnące wcześniej, potem uderzył w brzozę i wszystkie te uderzenia miały miejsce dokładnie na trasie jego lotu.
WB: – To nie jest mocny argument. Bo zniszczeń tych drzew mogły dokonać inne samoloty.”
 
Nie sądzimy też, że za uszkodzeniami „pancerki” stoją borowcy, którzy przecież mieli huk roboty na „miejscu katastrofy”, a nieliczni nawet musieli jeździć do Witebska (http://freeyourmind.salon24.pl/402171,opowiesci-dziwnej-tresci). Nie przypuszczamy nawet, że destrukcji dokonali liczni dziennikarze (z nudów i desperacji, iż nie ma czego fotografować i filmować, bo wszędzie mundurowe kordony) ani też pracownicy polskiej ambasady. Nie mógł też brzozy uszkodzić min. J. Sasin, bo akurat siedział w jaku-40 przez parę godzin i wychodził jedynie do namiotu opodal spytać, czemu nie może wylecieć.
 
Czyżby więc 10 Kwietnia uszkodzili brzozę ci sami Ruscy, co potem (lub przedtem?) napisali „protokół oględzin miejsca zdarzenia”? Niemożliwe to jest. Niemożliwe. Przecież wtedy Gójska-Hejke, Kania i Macierewicz nie ogłaszaliby takiej rewelacji jak opublikowany dopiero co „pierwszy opis miejsca zdarzenia”. Jakby bowiem to, że Ruscy niszczą brzozę i sporządzają „protokół”, że była jak najbardziej niezniszczona, miało się do „potężnej eksplozji samolotu”? Pozostaje nam zatem żywić nadzieję, że wnet znajdzie się właśnie (równie szczegółowy jak ten opublikowany przez „NP”) „pierwszy opis eksplozji” i będzie to znów „oficjalny dokument sporządzony przez służby rosyjskie”, które tak szczodrze wsparły ZP na kilka dni przed nową naukową konferencją. Historia smoleńska bowiem ruszyła z kopyta ostatnimi czasy i zatacza naprawdę imponujące koło. Warto było czekać te trzy lata.

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka