Na arcyciekawych „dokumentach po katastrofie polskiego tupolewa” autorstwa I. Pitaleva mamy uwiecznione kilka grup poszukiwaczy czegoś pod wrakiem. Gostkowie stoją, patrząc na dół, jakby coś zgubili albo jakby coś im wpadło pod lotnicze szczątki.
Paru z nich musi być jeszcze przed rabotą, ponieważ rękawice mają świeże, jak prosto ze sklepu (ewentualnie z magazynu)
inni jeszcze rękawic nie zdążyli założyć, ale pewnie wnet to uczynią.
Co tam więc jakieś krokwie czy kołki, co tam kwestie drzewostanu i otoczenia, skoro sam fragment tupolewa się zgadza.
które pokazują jeszcze inny rozkład szczątków aniżeli ten u Pitaleva, u innych ruskich fotoreporterów, i w samym raporcie komisji Burdenki 2.
Odkładając chwilowo na bok paranoję smoleńską (zwłaszcza tę związaną z hipotezą dwóch miejsc), to można by przyjąć iż nie są to zdjęcia z... np. 9 kwietnia 2010, tylko może zrobione już po „pracach polowych” (jak to się był łaskaw wyrazić kiedyś mgr inż. J. Miller na temat badań na „miejscu wypadku”), które polskim ekspertom zajęły „cały dzień, do nocy” (11 kwietnia 2010). Dodatkową przesłanką za takim postawieniem sprawy mogło być to, że tych szczątków pilnuje jakiś omonowiec za drzewami
paru innych zaś czuwa tu:
Problem jedynie w tym, że są zdjęcia ze sprzątania pobojowiska i tam dźwigami zabierają poszczególne kawałki tupolewa, a tamte dwa fragmenty (ze zdjęć Pitaleva i innych, z ruskim pseudoraportem włącznie) pozostają obok siebie jakby bez zmian.
Co gorsza, na tych dziwnych fotografiach z, że tak powiem, niestandardowym (jak na moskiewską narrację) rozkładem szczątków tupolewa, jest o wiele więcej samosiejek aniżeli na zdjęciach (Pitaleva etc.) z 12 kwietnia 2010.
Owszem, możemy dopuścić taką myśl, że na żyznej ziemi smoleńskiej i w ruskiej, wielowymiarowej strefie czasowej, samosiejki (szczególnie te przylotniskowe) potrafią żwawiej piąć się ku górze niż w innych rejonach świata. Możliwe nawet, że to zjawisko wyjaśniliby nam wybitni znawcy smoleńskich drzew, jak S. Amielin czy A. Koromczik, którzy zęby zjedli na badaniu uszkodzonej kory i poharatanych gałęzi.
Możemy też nawet założyć, że części wraku, koziołkując „w trakcie wypadku”, nie były w stanie tych wszystkich okolicznych samosiejek w gęstwinie połamać.
Jak to wszystko więc wyglądało na filmiku Koli, zrobionym „parę minut po wypadku”? Jaki tam był rozkład szczątków i drzew?
P.S. Zagadka: co tam widać w tle między drzewami?
Mnie to wygląda, jak słup, ale tu go jakoś nie mogę wypatrzeć: