Free Your Mind Free Your Mind
16582
BLOG

One moment in time

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 419
Była kiedyś taka piosenka Whitney Houston, kiedy jeszcze Whitney była wielka. Prześledźmy dokładnie jedną chwilę – tę jedyną, gdy J. Sasin, jeden z najbliższych współpracowników Prezydenta i zarazem jeden z głównych organizatorów uroczystości katyńskich – dowiaduje się o „katastrofie”. Był parę lat temu (2008) w kinach taki bardzo kiepski kryminał o zamachu na amerykańskiego prezydenta pt. „Vantage Point” (http://www.youtube.com/watch?v=8jiB21R5Z0Y) (czyli po prostu „Punkt widzenia”), którego tytuł jakiś polski wybitny translator przełożył na „8 części prawdy”, chcąc powiedzieć więcej niż autor chciał powiedzieć (już chyba mądrzej się nie dało), ale nawiązując do tego tępego tłumaczenia moglibyśmy teraz ukuć frazę „8 wersji prawdy a la J. Sasin”. Uprzejmie proszę o zapoznanie się z każdą wersją dla „pełnego, panoramicznego obrazu”.
 
1.
Prawda nr 1 (Sasin jako święty, który budzi się z metafizycznej drzemki do działania i organizuje działania):

 
(od 12'09'' wersja maksisinglowa, najdłuższa z możliwych - zeznania sejmowe)
W trakcie, kiedy właściwie wszystko już było sprawdzone i była taka chwila właśnie na to, żeby porozmawiać, więc ja chodziłem, rozmawiałem (…), W pewnym momencie podszedł do mnie jeden z moich pracowników p. Adam Kwiatkowski (…) i poinformował mnie, że dostał właśnie taką informację przed chwilą, że może zajść okoliczność następująca, iż samolot nie wyląduje na lotnisku w Smoleńsku z powodu trudnych warunków atmosferycznych. (...) Było pochmurno, ale te warunki były całkiem znośne. (…) Nie spodziewałem się jakichś kataklizmów pogodowych. (…) Jeszcze bardziej zdziwiła mnie informacja, że... którą też dostałem od mojego pracownika, że to lądowanie może nastąpić w Moskwie. No, wydawało mi się to jednak dużą odległością od tego miejsca, gdzie się znajdowaliśmy.

 
Zapytałem p. Kwiatkowskiego, skąd posiadł tego typu informację. On wskazał na p. Tadeusza Stachelskiego (…). Ja zaniepokojony tą informacją, chociaż (…) nie zaniepokojony jakoś szczególnie bardzo (…) głównie zastanawiałem się, jak zagospodarować te kilka godzin pewnie, (…) w trakcie których Prezydent będzie mógł dotrzeć na cmentarz, ale stwierdziłem właściwie idąc i szukając p. Stachelskiego, stwierdziłem, że to nie jest większy problem, bo przecież ci wszyscy, którzy tu przyjechali, nie przyjechali przypadkowo (...)

 
Stanąłem obok niego (Stachelskiego – przyp. F.Y.M.) i postanowiłem poczekać, aż skończy tę rozmowę. Ta rozmowa miała dosyć dziwny przebieg, tak jak ja ją słyszałem, bo on się bardzo wyraźnie zdenerwował i prosił, mówił do telefonu, cytuję z pamięci: „To niemożliwe”, „Powtórz jeszcze raz”, „Ale co się naprawdę stało?” (…) To może śmiesznie zabrzmi, nie przypuszczałem, że mogło się stać coś bardziej groźnego, coś gorszego niż to lądowanie w innym miejscu, w związku z czym tak sobie psychicznie zbudowałem taką konstrukcję, że on tak strasznie panikuje z tego powodu, że ten samolot wyląduje gdzie indziej, w związku z czym będziemy tutaj mieli opóźnienie w rozpoczęciu uroczystości.

 
(…) On skończył tą rozmowę, rozłączył ją i zaczął się tak na mnie badawczo patrzeć. Ja w tym momencie zacząłem właściwie go nawet tak dosyć żartobliwie przekonywać: „Panie Tadeuszu, niech się pan nie martwi”, mówię, „jakoś sobie tutaj tę parę godzin poradzimy”. A on mówi: „Nie nie, to nie to.” Ja mówię: „A co się stało?” I on wtedy mówi mi, że: „wie pan, no, (…) dostałem jakąś dziwną informację, że zdarzył się jakiś wypadek.” Ja mówię: „Jaki wypadek?” A on mówi na to, że wypadek w samolocie. To pamiętam dokładnie to stwierdzenie, bo ono mnie niezwykle zaskoczyło – co może oznaczać „wypadek w samolocie”? Skala czy zakres wypadków, które się mogą zdarzyć na pokładzie samolotu, no, jednak dosyć jest ograniczona i taka moja myśl była, że być może stało się coś któremuś z pasażerów,że być może,ja przepraszam, bo mówię teraz o swoich odczuciach, co może nie ma większego znaczenia dla sprawy... że stało się może coś... (…) Pierwsza myśl, jaka mi przeszła: to może stało się coś prezydentowi Kaczorowskiemu (…)  był człowiekiem leciwym już (…).

 
I zacząłem go dopytywać: „Jak to   –  w samolocie?” A on: „Nie, nie, jakiś wypadek przy lądowaniu”. Mówi: „wie pan, samolot zjechał z pasa  czy coś takiego. (…) Taką informację mi przekazał (…) Ja się zdenerwowałem oczywiście w tym momencie i postanowiłem się dowiedzieć czegoś więcej. Pierwszą moją reakcją był telefon do tego pracownika, mojego pracownika, który był na lotnisku. (…) On nie odbierał telefonu (…) Druga reakcja była taka, że poprosiłem oficera dowodzącego funkcjonariuszami BOR-u, którzy zapewniali ochronę na cmentarzu. Przywołałem go i spytałem, (…) czy może ma jakieś informacje na ten temat, co się stało.On wydał mi się w ogóle zaskoczony moim pytaniem  czy moją jakby zapytaniem, że jest jakiś wypadek. (…) Odniosłem wrażenie, że on w tym momencie nie miał informacji na ten temat. Zapytałem go, czy on może skontaktować się z kimś na lotnisku, kto by tą informację potwierdził i powiedział, co się naprawdę stało. On mi powiedział, że on nie ma właściwie nikogo, że nie ma nikogo na lotnisku, z kim on mógłby rozmawiać, od kogo mógłby taką informację uzyskać, więc ja go poprosiłem, mówię „panowie...” - zawołałem swoich pracowników, zawołałem tego człowieka, z którym rozmawiałem, tego funkcjonariusza i mówię, że musimy się chwilę naradzić, co robić w tej sytuacji.” (…)

 
Postanowiliśmy, że trzeba po prostu bezzwłocznie udać się na lotnisko. Poprosiłem dowódcę BOR-u, żeby zorganizował transport, żeby po pierwsze zorganizował z Rosjanami możliwość wejścia na teren lotniska. Po drugie, ponieważ wiedziałem, że to jest lotnisko wojskowe, no więc, jak przyjedziemy, to niekoniecznie muszą nas wpuścić, jak nie jesteśmy zgłoszeni (przecież Sasin planował pobyt na Siewiernym jeszcze dzień wcześniej (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/woko-zeznan-sasina-2.html) – przyp. F.Y.M.)i żeby zorganizował przejazd przez miasto. Poprosiłem go o zorganizowanie milicji rosyjskiej, która by nas po prostu poprowadziła tam. Jednocześnie dałem swoim pracownikom dyspozycje, żeby odszukali mojego kierowcę, żeby się stawił pod bramą, bo jak najszybciej będziemy jechać.

 

 
2.
Prawda nr 2 (wersja minimalistyczna – zwiastun utworu, Sasin jako błyskawicznie reagujący na zagrożenie zawodowiec):

 
- W jakich okolicznościach dowiedział się Pan o katastrofie?
- Byłem na cmentarzu w Katyniu. Poinformował mnie o tym jeden z pracowników polskiego protokołu dyplomatycznego. Wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy z powagi tego wypadku.
- Która była wtedy godzina?
- Było to zaledwie kilka minut po wypadku. Około godziny 9.40 czasu polskiego byłem już na miejscu katastrofy.

 

 
3.
Prawda nr 3 (wersja longplayowa - Sasin jako dobry Samarytanin):

 
Ja będąc na cmentarzu w Katyniu, bo tam mnie zastała informacja o wypadku – wtedy nie zdawałem sobie sprawy z rozmiarów tej katastrofy. To moja pierwsza myśl była taka: oby się nikomu nic nie stało, bo nie zdawałem sobie, jak powiedziałem, sprawy, z tego, co naprawdę się wydarzyło. (…) Pierwsza informacja, która do mnie dotarła, to była informacja od pracownika od protokołu dyplomatycznego, który przy mnie rozmawiał przez telefon. On... wiedziałem, że coś się stało, zbladł, zaczął mówić, że to niemożliwe, że to niemożliwe, żeby coś takiego się mogło wydarzyć. I on mi przekazał informację, że zdarzył się wypadek. Zdarzył się wypadek. Kiedy zacząłem go wypytywać, zaczął mi mówić, że to jakiś wypadek przy lądowaniu, że samolot miał problemy z lądowaniem, że chyba zjechał z pasa startowego, więc ta myśl była taka, że odpychałem od siebie to, co najgorsze. Ta myśl była taka, że pewnie nic się nikomu nie stało, że takie rzeczy się zdarzają, że często oglądamy w wiadomościach telewizyjnych takie sytuacje, kiedy samolot, czy to nie wyhamuje, czy to gdzieś zjedzie z pasa. Przeważnie nie są to jakieś wielkie katastrofy.

 
No i właśnie pierwsza myśl była taka: oby się nikomu nic nie stało. Potem dostałem kolejne informacje, które przychodziły, były coraz gorsze. Następna informacja, która, jeszcze cały czas telefoniczna, od mojego współpracownika, który jeszcze był tam na miejscu – i on zadzwonił i w b. emocjonalny sposób przekazał mi, opisał mi miejsce katastrofy. Ja w dalszym ciągu nie wierzyłem, zacząłem go uspokajać. Zacząłem mówić, że na pewno panikuje, że na pewno nie jest tak źle, jak to przedstawia. Ale kiedy pojechałem tam na miejsce i sam przekonałem się, jak wygląda to miejsce wypadku, jak wygląda wrak samolotu (…) no to pierwsza myśl była taka, że chyba wszyscy nie żyją.

 

 

 
4.
Prawda nr 4 (Sasin jako zawodowiec zbierający i ustalający fakty):

 
Ja rzeczywiście byłem na cmentarzu w Katyniu, oczekiwałem tam na pana prezydenta, rano jeszcze wahałem się, czy jechać na lotnisko, czy jechać na cmentarz. Zdecydowałem, że pojadę na cmentarz, że to jest to miejsce ważniejsze, żeby wszystko dojrzeć, żeby było wszystko w porządku, żeby wszystko czekało na pana prezydenta, na wszystkich, którzy p. prezydentowi towarzyszą. I będąc na cmentarzu najpierw dostałem informację, że samolot nie wyląduje, że samolot będzie leciał na inne lotnisko i w tym momencie zobaczyłem pana z protokołu dyplomatycznego, który był na miejscu, zaczął krzyczeć do słuchawki "to niemożliwe!" (…) Ludzie nie wiedzieli. Jeszcze nie wiedzieli tego, co się stało. Ja podchodzę do tego człowieka z protokołu, mówię "dlaczego pan tak się denerwuje, przecież za chwilę przyjadą, to, że lądują gdzie indziej, to nie jest tak znowu duży problem. On mówi "panie ministrze, ja w to nie wierzę. Dostałem informację, że samolot się rozbił". Ja mówię "Coś poważnego?". Do człowieka w tym momencie nie dociera…

 
(…) Właśnie. On mówi "nie wiem dokładnie, ale prawdopodobnie samolot przy lądowaniu zjechał z pasa" - to była taka informacja. Więc pierwsza myśl oczywiście taka "na pewno nic się nie stało, takie katastrofy się zdarzają, może nie na co dzień, ale jednak dosyć często, stosunkowo często". Ale zdecydowałem natychmiast, że muszę jechać na lotnisko, zobaczyć, sprawdzić naocznie, co się stało. Porozumiałem się z funkcjonariuszami BOR-u, wsiedliśmy do samochodów BOR-u i milicja rosyjska eskortowała nas na lotnisko. Już po drodze zaczęły przez radio  (! - przyp. F.Y.M.)  napływać informacje znacznie gorsze, że samolot nie doleciał do pasa, że rozbił się przed pasem startowym.

 
http://www.rmf24.pl/opinie/wywiady/kontrwywiad/news-jacek-sasin-para-prezydencka-zostanie-pochowana-razem,nId,272081 („Zdecydowaliśmy z panem ambasadorem Bahrem, że w tej sytuacji musimy wrócić na cmentarz katyński i poinformować wszystkich, co się stało.”)

 

 
5.
Prawda nr 5 (Sasin jako cudem ocalony z katastrofy i jako ten, który „jako najwyższy urzędnik państwowy, który tam (tj. w Katyniu – przyp. F.Y.M.)się znajduje” staje na wysokości zadania – wersja zremiksowana z bardzo długim intro – chwila z Katynia pojawi się dopiero pod koniec tego obszernego cytatu):

 
Na liście pasażerów tu-154 znajdowało się nazwisko zastępcy szefa kancelarii Prezydenta Jacka Sasina. Ogłoszono, że zginął, żonie składano kondolencje (tu już Ruscy, co zmajstrowali ten materiał, idą „po całości” - przyp. F.Y.M.), gazety przygotowały żałobny portret.

 
JS: „Kiedy wynosili ciała ofiar dzwoniły, cały czas dzwoniły komórki, które te osoby miały przy sobie. Tak naprawdę wszyscy dzwonili, chcieli się dowiedzieć, co się stało, czy tym osobom, które leciały, nie stała się jakaś krzywda, no informacji jeszcze tutaj... Kiedy byłem przy szczątkach samolotu, stałem, jak mówiłem, zacząłem dostawać pierwsze telefony, z których wynikało, że osoby, które do mnie dzwonią, no, są przekonane, że jestem w samolocie i...

 
Minister Sasin miał lecieć z Lechem Kaczyńskim, ale pracownica kancelarii Prezydenta Katarzyna Doraczyńska odpowiedzialna za organizację wizyty w Katyniu bardzo prosiła, żeby się z nią zamienił. Min. Sasin odstąpił jej swoje miejsce w prezydenckim samolocie. Sam wcześniej wyjechał do Smoleńska samochodem.

 
JS:Natomiast w drodze powrotnej mieliśmy się zamienić miejscami. Ja miałem wrócić tym samolotem, a ona z kolei miała wrócić samochodem, którym ja przyjechałem. (Westchnienie) No tak się stało, no, rzeczywiście to jest takie... Myślę w tej chwili, co by było, gdyby ona nie wykupiła tego biletu (??? - przyp. F.Y.M.), nie ułożyła sobie inaczej planów... Zresztą, jest coś takiego, jak myślę o tym, to jest chyba coś takiego, jak pewne przeznaczenie. To rzeczywiście są chwile, które trudno zapomnieć. Pewnie będę pamiętaj je do końca życia...

 
Rankiem, 10-04, telewizja polska przygotowywała do transmisji mszy żałobnej i przemówienia Lecha Kaczyńskiego. Na Prezydenta i delegację najwyższych urzędników państwowych, czekało w Katyniu 600 osób. Na zdjęciach widać, że początkowo wszyscy spokojnie czekali. Nagle jakaś kobieta odbiegła na bok i upadła. W tłumie pojawili się lekarze pogotowia. Wiele osób złapało za telefony komórkowe.

 
JS: „No i teraz pytanie: co teraz robić? Co w tej sytuacji robić? Tak naprawdę zdałem sobie sprawę, że jestem najwyższym urzędnikiem kancelarii Prezydenta czy w ogóle w tym momencie najwyższym urzędnikiem państwa polskiego, który tam się znajduje. Stanął przede mną dylemat, co powiedzieć tym ludziom. Czy wyjść i po prostu powiedzieć, że wszyscy nie żyją, że nie żyje Prezydent, że nie żyje p. Prezydentowa, że wszyscy, którzy lecieli tym samolotem, nie żyją, ale pomyślałem sobie: „no przecież nie widziałem ich ciał”... Ludziom, że doszło do katastrofy, że należy przewidywać, że skutki tej katastrofy są tragiczne i że w tej sytuacji p. Prezydent nie przybędzie i że nie ma go tutaj z nami. Wszyscy to zrozumieli właśnie w ten sposób, że Prezydent zginął, ale nie powiedziałem tego wprost.

 

 

 
6.
Prawda nr 6 (Sasin ustalający, co się stało i przytomnie, błyskawicznie reagujący w sytuacji kryzysowej):

 
Ja mówię: „Panie Tadeuszu, co się stało?”, a on mówi do mnie: „Ja nie wiem, jak panu to powiedzieć, ale coś się stało”. Ja mówię: „Co się stało?” A on mówi do mnie: „Jest jakiś wypadek, nie wiem dokładnie, o co chodzi”... (…) Zwołałem swoich współpracowników i zaczęliśmy dyskutować, co powinniśmy w tym momencie zrobić. Zawołałem też oficera, który dowodził ochroną BOR-u, pytając, czy on wie coś więcej na ten temat. Jego wiedza była chyba nawet mniejsza niż moja, tzn. nie wiedział po prostu nic. (…) Bardzo szybko ruszyliśmy spod cmentarza, prowadził nas radiowóz rosyjskiej milicji na sygnale i rzeczywiście w wielkim pędzie jechaliśmy przez miasto.”

 

 

 
7.
Prawda nr 7 (Sasin zagospodarowujący w Katyniu czas czekania na delegację, która „być może” poleci do Moskwy):

 
„(Uroczystości – przyp. F.Y.M.) były zaplanowane na jedenastą, czyli dwunastą, tak, to tak to wyglądało. (…) Gdyby nie wylądował, jeśliby w ogóle nie wylądował – mówimy o tym, że samolot przeleciałby na inne lotnisko (…) Ja słyszałem taką informację, że samolot miał lecieć do Moskwy, tam lądować. (…) Ja byłem na cmentarzu i dostałem informację taką, że być może samolot prezydencki nie wyląduje, być może będzie leciał na inne lotnisko. Była mowa o Moskwie. Nie odebrałem tego jako jakiejś katastrofy, prawda, że coś tutaj się zawali, że coś strasznego się stanie, że jeśli nawet ta uroczystość opóźni się o 4 godziny, o pięć godzin, to poza tym, że to opóźnienie będzie, to nie spowoduje to jakiegoś strasznego skandalu (...).”

 

 
8.
Prawda nr 8 (Sasin w Katyniu jako biegnący za poruszonymi borowcami – relacja przekazana przez A. Dudę w trakcie jego sejmowych zeznań):

 
(1h29'39'' materiału sejmowego; wszystkie podkreślenia moje)

 
Z tego, co ja wiem, co mi opowiadano, to BOR zjawił się na miejscu katastrofy... to znaczy BOR-u nie było na lotnisku, BOR zjawił się na miejscu katastrofy wraz z panem min.Jackiem Sasinem, który mi powiedział, że jak po prostu zobaczył, będąc w Katyniu (…), nagle, że coś się dzieje (??? - przyp. F.Y.M.), że jest JAKIEŚ PORUSZENIE wśród funkcjonariuszy BOR straszne i że BIEGNĄ ONI W KIERUNKU SAMOCHODÓW (to coś jak z tymi czekistami, co „przysiedli z wrażenia” u Bahra - przyp. F.Y.M. - a przecież Sasin w sejmie mówi, że borowcy w Katyniu nic kompletnie nie wiedzieli (!)), więc WTEDY ON POBIEGŁ ZA NIMI I PYTA, CO SIĘ DZIEJE, A ONI MÓWIĄ, ŻE COŚ SIĘ STAŁO, COŚ SIĘ STAŁO, i jeszcze mu wtedy nie chcieli powiedzieć, co.

 
Tak mi to relacjonował (Sasin – przyp. F.Y.M.), przynajmniej o ile pamiętam, taka była ta relacja. No i wtedy on jakby w końcu WYCISNĄŁ TAM Z KTÓREGOŚ Z OFICERÓW, że jest jakiś problem z samolotem, że coś się stało z samolotem i wsiadł z nimi po prostu do samochodu, no, mówi, że PRAWIE ŻE NA SIŁĘ, bo tam NIE BARDZO GO CHCIELI ZABRAĆ, "panie ministrze ale tu, ale samochód musi być specjalny samochód dla pana" - „nie wygłupiajcie się panowie, siadam z wami”. No i pojechał z nimi na miejsce katastrofy.” (…)”

 

 

 

 
* *
Bonus tracks:

 
I teraz bonusy do albumu Sasina. Bootlegowa wersja Kwiatkowskiego:

 
Bonus 1:
Czekaliśmy na informację z lotniska, czy już wylądowali, ile mamy czasu – w którymś momencie zaobserwowałem pracownika protokołu dyplomatycznego, który wykonywał jakieś dziwne gesty, mówił jakieś niezrozumiałe słowa, wyraźnie był zdenerwowany.

 

 
Bonus 2:
Zupełnie zdumiewająca, śmiała wersja PAP („chwila po wypadku”):

 
Jacek Sasin, który pojawił się na miejscu tragedii chwilę po wypadku, podkreślał, był to tragiczny widok. Maszyna rozbiła się w lasku obok lotniska i rozpadła się na kilka części. Błyskawicznie rozpoczęto akcję ratowniczą. Jak dodał, samolot mógł nie trafić w pas startowy i podchodząc do lądowania zahaczył o drzewa. Według świadków, na lądowisku panowała słaba widoczność. Wbrew wcześniejszym informacjom, samolot nie zapalił się po uderzeniu w ziemię.”

 
 
chwila
 
Bonus 3:
Maksisinglowa, zremasterowana wersja „NDz” z gościnnym występem „Jurija” z neo-ZSSR:

 
W dniu katastrofy, tj. 10 kwietnia, cała grupa oficerów BOR między godz. 9.00 a 9. 30 czasu moskiewskiego pojechała do Katynia. Tu grupa podzieliła między siebie konkretne zadania, weszła też w kontakt ze służbami rosyjskimi i polskimi żołnierzami, którzy byli już na miejscu. O katastrofie dowiedzieli się od funkcjonariusza rosyjskiego, który - według naszego informatora - w zeznaniach K. figuruje jako "Jurij". Z relacji wszystkich funkcjonariuszy BOR wynika, że niemal natychmiast udali się samochodem na miejsce wypadku. Pilotowała ich rosyjska milicja. W trakcie jazdy Cezary K. próbował dodzwonić się do znajdującego się na pokładzie tupolewa ppłk. Jarosława Florczaka. Telefony nawiązały połączenie, natomiast nikt nie odbierał - zrelacjonował R. Potwierdza to Cezary K. Relacje oficerów, którzy przybyli na Siewiernyj (Cezary K., Andrzej R., Jarosław S., Kazimierz Sz.) są zgodne co do tego, że na lotnisku panowała gęsta mgła. Nie można było dostrzec tupolewa, widoczny był natomiast Jak-40.

 
Oficerowie BOR, wraz z dwoma przedstawicielami Kancelarii Prezydenta: ministrem Jackiem Sasinem oraz Marcinem Wierzchowskim, dotarli na miejsce katastrofy, przechodząc przez mur znajdujący się na końcu pasa startowego. Przedzierali się przez błoto. Z relacji wszystkich funkcjonariuszy BOR wynika jednoznacznie, że po ich przybyciu na miejscu katastrofy trwało jeszcze dogaszanie szczątków samolotu, nie było śladów dużego pożaru. Czuć było natomiast intensywny zapach paliwa lotniczego. Jarosław S. potwierdza nawet, że kiedy funkcjonariusze BOR wraz z przedstawicielami Kancelarii Prezydenta przybyli na miejsce katastrofy, akcja ratownicza została już zakończona. Częściowo teren był już zabezpieczony prawdopodobnie przez żołnierzy rosyjskich - twierdzi R. Relacjonuje też, że chciał podejść do wyglądającej na szafę pancerną skrzyni, ale było to niemożliwe ze względu na to, iż pilnowali jej rosyjscy żołnierze. Dopytywani przez Polaków Rosjanie tłumaczyli później, że to złom, który był już na tym miejscu wcześniej.”

 

 
No więc – zabrali borowcy tego Sasina w końcu ze sobą, czy nie? Brnął po kolana w błocie z Kwiatkowskim (a może z Wierzchowskim), czy nie? Widział jakieś ciała, czy nie? Był na Siewiernym „chwilę po wypadku”, „godzinę po wypadku” czy może jeszcze później? A może był tylko, by odlecieć jakiem z dziennikarzami? Oto jest pytanie.    

 

 

 

 

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka