Free Your Mind Free Your Mind
13870
BLOG

Wokół zeznań Wierzchowskiego

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 247
1.
Wstępna identyfikacja

 
Jak wiemy z szeroko komentowanych w blogosferze, zeznań M. Wierzchowskiego, jednego z najważniejszych świadków wydarzeń z 10 Kwietnia, nie uczestniczył on w tzw. wstępnej identyfikacji, którą miano przeprowadzać w jakimś osobnym miejscu (w jednym z namiotów, do którego ruscy „ratownicy” znosili konsulom i paru funkcjonariuszom BOR-u, ciała?). Identyfikował on jedynie ciała dwóch zabitych osób: Prezydenta i K. Doraczyńskiej. Wierzchowski, który, jak twierdzi, miał zadzwonić do J. Sasina „minutę-półtorej” po przybyciu na pobojowisko (2h28' zeznań sejmowych) i stwierdzić m.in., że „chyba wszyscy nie żyją”, mówi też: „nie podchodziłem i nie patrzyłem, czy ktoś tam kogoś kładzie na nosze” (1h53'), aczkolwiek nieco później opowiada, że „ciała były wynoszone na noszach, najpierw były układane, przykrywane (…) potem, jak zapadła decyzja, zostały przewożone trumny samochodami (…), potem te osoby były odkrywane i była wstępna identyfikacja” (1h54').

 
Na pytanie posłanki, czy tej identyfikacji dokonywano przy wraku, Wierzchowski odpowiada przecząco, zakłada jednak, że dokonywana była fotograficzna dokumentacja tychże oględzin, choć z jego wypowiedzi nie jest do końca jasne, czy chodzi mu o robiących zdjęcia pracowników ambasady i borowców, czy też o Rusków sprzątających „miejsce katastrofy”.

 
Według jego zeznań: „3 może 4 godziny później” (tj. „po katastrofie”) robi się nad Siewiernym słoneczna pogoda i w związku z tym zapada „decyzja, że trzeba po prostu te ciała stamtąd zabierać (…) do trumien ze względu na to, że temperatura i wszystko przy takiej katastrofie robi swoje” (1h46'). Nie jest w stanie jednak powiedzieć precyzyjnie, kto taką decyzję podejmuje i czy uczestniczą w tym jacykolwiek polscy urzędnicy. Na pytanie zaś, kiedy doszło do znalezienia ciała Prezydenta (1h56'), Wierzchowski odpowiada, że koło „dwunastej godziny” („już było słońce, nie było pochmurno”), co jednak wydaje się dość dziwne, zważywszy na fakt, że do „wypadku” miało dojść o 10.41 (ruskiego czasu), sam Wierzchowski miał być na pobojowisku koło 11-tej, zaś, jak cytowałem wyżej, 3-4 godziny później miała się rozpocząć „ewakuacja ciał”. Chyba, że ma na myśli 12-tą polskiego czasu, a więc, wedle oficjalnej różnicy, 14-tą ruskiego?

 
Wierzchowski tak zapamiętał tę chwilę: „...przyszedł do mnie konsul i poprosił mnie, czy mógłbym razem z nim podejść w miejsce, bo najprawdopodobniej zostało znalezione ciało pana Prezydenta i czy mógłbym je zidentyfikować”. Ciało to więc zostaje, jak możemy przypuszczać, „odnalezione” przez Rusków, a dopiero potem zostają przywołani do jego rozpoznania Polacy. Wierzchowski nie przypomina sobie jednak, czy telefonował do kogoś po tym fakcie, aczkolwiek w jego pamięci zachowały się głównie wspomnienia porannych telefonów oraz tych, które on otrzymywał z zapytaniami o to, czy przeżył J. Sasin i on sam, czyli Wierzchowski (2h').

 
Wróćmy jednak do zagadnienia „wstępnej identyfikacji” - jeśli bowiem dobrze zrozumiałem zeznania Wierzchowskiego, to... prawie żadnego, ciała, poza kilkoma, NIE zidentyfikowano. Mówi on bowiem (2h18'): „koledzy z BOR-u, którzy (…) tam byli przy tej identyfikacji tych ciał... na bieżąco gdzieś tam się podpytywaliśmy, czy ktoś jest (z zabitych – przyp. F.Y.M.), czy jest Darek, z którym wcześniej pracowałem, czy są chłopaki z BOR (….) czy jest gen. Gilarski, z którym się znaliśmy itd. - to oni mówili, że jedyną osobą, którą wtedy, jedną z niewielu, jak ja pamiętam, to był jeden z funkcjonariuszy BOR-u, który miał legitymację przypiętą do spodni, więc PO TYM (podkr. F.Y.M.) go można było rozpoznać; że chyba min. Kochanowskiego PO MARYNARCE (podkr. F.Y.M.) tak, czy po czymś...” I teraz ta najbardziej zdumiewająca i chyba wymagająca jeszcze potwierdzenia z innego źródła, informacja: „i ja mam taką wiedzę, że to DWIE czy TRZY osoby (podkr. F.Y.M.) gdzieś tam były... były wytypowane jako...” (i tu dopowiada A. Macierewicz: „...rozpoznawalne”).

 
Wierzchowski dodaje, że oprócz skali obrażeń, ciała były zabłocone, co dodatkowo uniemożliwiało ich rozpoznanie. Gdyby jednak prawdą miało się okazać to, że... spośród 96 zaledwie ciała 2-3 osób na Siewiernym zidentyfikowano (czy wliczano tu te, które rozpoznał Wierzchowski?), to by nie tylko kłóciło się z relacjami tych rodzin, które sygnalizowały, iż w moskiewskiej kostnicy ciała zachowane były w „dobrym stanie”, lecz przede wszystkim z tym pospiesznym „ewakuowaniem w trumnach”, ogłoszeniem wieczorem, że ciała wszystkich ofiar „wydobyto” oraz dość szybko przebiegającymi identyfikacjami w Moskwie. Mam nadzieję też, że „wstępna identyfikacja” ofiar na Siewiernym nie sprowadzała się do rozpoznawania rzeczy do nich należących i że pozostała po tych czynnościach jakaś przydatna procesowo dokumentacja. Nawiasem mówiąc, wg Wierzchowskiego (towarzyszący mu) Maciej Jakubik robił zdjęcia na smoleńskim lotnisku (2h27'), przy czym ja jakoś niewiele ich do tej pory widziałem. Jakubik, tenże sam, który w mailu do D. Jankowskiego pisał (jak wiemy od Macierewicza), że coś z lotniskiem smoleńskim jest nie tak.

 
Możliwe jednak, że Wierzchowski otrzymał od borowców informacje nie do końca rzetelne, może zadziałał głuchy telefon, a może, skoro tenże Wierzchowski udał się z Siewiernego 10 Kwietnia do siedziby gubernatora na 30-40-minutowe spotkanie (wraz z innymi jeszcze polskimi urzędnikami; szczegółów tego spotkania nie znamy, choć wzmianka o nim pojawia się w filmie „10.04.10”; koło godz. 17-tej?), to nie wszystko mógł dokładnie prześledzić? Tak czy tak rzecz warta sprawdzenia, zwłaszcza gdyby zespół Macierewicza przesłuchał konsulów i borowców pracujących przy tych „wstępnych identyfikacjach”.

 
 
2.
Delegacja
 
Drugi ważny wątek zeznań pracownika kancelarii to nieco lżejszy temat, a mianowicie sprawa niezwykłej podróży jego i paru jeszcze osób do Smoleńska. 8 kwietnia wyrusza z Warszawy swoisty konwój, który przez dwie doby będzie przedzierał się na odcinku ośmiuset kilometrów – na szczęście z noclegiem w Mińsku. W jednym aucie Wierzchowski, Sasin i A. Kwiatkowski, w drugim J. Opara, D. Gwizdała i A. Jochanowicz, w trzecim (mikrobusie) „ludzie z biura prasowego”, fotograf M. Osiecki i kamerzysta K. Resiak ze sprzętem (czy Jakubik też jechał z nimi wszystkimi?).

 
Podróż jest niezwykła z paru względów. Przede wszystkim ze względu na niezwykłe środki lokomocji. Możemy się domyślać, że jadącym nie chodziło za bardzo o czas, tzn. nie spieszyli się. Gdyby bowiem się spieszyli, to wybraliby środek lokomocji pozwalający w ciągu niespełna dwóch godzin pokonać drogą powietrzną cały dystans. Podróżnikom też chyba nie chodziło o jakieś nadzwyczajne oszczędności: 3 auta z 3 kierowcami plus paliwo, delegacje, noclegi – nie wiem, czy za podobną kwotę nie dałoby się np. wyczarterować awionetki dla „całości ekipy”. Wiemy jednak, jak wyjaśnia Wierzchowski, że po pierwsze: „był tylko JEDEN SAMOLOT(no więc jeden w końcu czy dwa? - podkr. i przyp. F.Y.M.) i fotograf się w nim fizycznie nie mieścił” (tym bardziej więc nie pomieściliby się i inni uczestnicy konwoju), a po drugie trasa była „za długa dla kierowcy, żeby przejechał”, więc nocleg okazał się niezbędny. (Z tym też kierowcą Wierzchowski będzie wracał 11 kwietnia, bo, jak pamiętamy, Sasin wróci z Kwiatkowskim „dziennikarskim jakiem” 10 Kwietnia i o godz. 18-tej prezydencki minister uda się kolejny raz tego dnia na mszę świętą, tym razem w warszawskiej Katedrze).

 
To wszystko jest jasne i zrozumiałe, i zapewne są jakieś zdjęcia z tej podróży Osieckiego. Cóż bowiem można przez dwa wolne dni robić, jak nie trzaskać zdjęcia? Fotograf więc jedzie ze swoimi obowiązkami, a urzędnicy prezydenccy ze swoimi, jak bowiem opowiada Wierzchowski, udają się, by sprawdzić, „czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik”, gdyż „Sasin ze względu na swoją rangę mógł interweniować u gubernatora”. Co do tej ostatniej kwestii to można mieć pewne wątpliwości, jeśli przywołamy perypetie Sasina z jego wylotem, no i fakt, że właśnie na spotkaniu (m.in. prezydenckich urzędników) w budynku gubernatora (10 Kwietnia) to Sasina chyba nie było - ale może nie miał już wtedy za czym interweniować.

 
Pozostawiając te kwestie jeszcze do zbadania, pragnę zwrócić uwagę na to, iż Wierzchowski twierdzi, że decyzja o wyznaczeniu jego na lotnisko Siewiernyj, zaś Sasina i Kwiatkowskiego do pilnowania prawidłowego przebiegu przygotowań do uroczystości w Katyniu (problem „nagłośnienia i krzesełek”), zapadła już 9 kwietnia 2010 podczas wieczornych spotkań w Smoleńsku. To nieco kłóci się z tym, co mówił Sasin, jakoby zapadła ona dopiero nazajutrz przy śniadaniu: „zaczęliśmy jakby dalej dyskutować, jakie są zagrożenia, jakie ewentualnie jeszcze problemy mogą wyniknąć i w trakcie tej rozmowy zmieniłem ustalenia poprzedniego dnia, mianowicie stwierdziłem, że (…) lotnisko jest takim miejscem, które nie niesie żadnych niebezpieczeństw, paradoksalnie nie niesie żadnych niebezpieczeństw, problemów z ląd..., czy z początkiem tej wizyty. Stwierdziłem: samolot po prostu wyląduje, wszyscy z tego samolotu wysiądą, będą podstawione samochody” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/woko-zeznan-sasina-2.html). Możliwe jednak, że to tylko drobne nieporozumienie.

 
E. Kruk przysłuchująca się relacji Wierzchowskiego, nieco zdziwiona pyta, jak to się stało, że prezydenccy fotografowie nie pojawiają się tym razem (tj. 10 Kwietnia) na lotnisku, by zrobić zdjęcia wysiadającej Parze. Wierzchowski wyjaśnia, że takie zdjęcia robiono, gdy leciano razem z Parą Prezydencką na pokładzie. Kruk zatem pyta, no więc dlaczego nie było fotografa na Siewiernym, skoro przybył wcześniej do Smoleńska? Wyjaśnienie znowu jest proste: fotograf musiał rozstawić statyw w Katyniu, a gdyby rozłożył się na Siewiernym, to mógłby nie zdążyć z zainstalowaniem się na przybycie delegacji na cmentarz. Można by jeszcze spytać, dlaczego w takim razie „po katastrofie” fotograf nie przybył w celach dokładnego udokumentowania miejsca, ale pewnie już trzeba było wracać do kraju.

 
Wróćmy jeszcze do 9 kwietnia. Sasin twierdzi, że przybyli do Smoleńska „około 20-tej”, co jest o tyle może zaskakujące, iż z samego Mińska nie jedzie się chyba dzień cały (może odprawa graniczna jakoś się wydłużyła i może obiad był jeszcze). Poza tym, o 20-tej w kwietniu w Smoleńsku mogło być dosyć ciemno i niewiele można było zobaczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o niesławne lotnisko. Z drugiej jednak strony Wierzchowski na pytanie, czy byli na Siewiernym 9-go, odpowiada, że nie, ponieważ nic im nie sygnalizowano, że coś jest nie tak. Przyjęli zresztą założenie, że skoro ambasada dogląda na miejscu przygotowań, to i zajmuje się zabezpieczeniem lotniska. No ale w takim razie, czy przedstawiciele ambasady nie mogli też doglądnąć „nagłośnienia i krzesełek”?

 
 
3.
Siewiernyj
 
Ostatnia rzecz, która nieco mnie nurtuje w zeznaniach Wierzchowskiego, to kwestia tego, że po tym, jak Ruscy „wpadli w panikę”, to mieli oni (Wierzchowski z Bahrem) jechać autem ambasadora za ruską ochroną. Bahr mówi wszak wyraźnie, że jechali za strażakami: „Nagle zauważyłem, że grupa rosyjska się rozchybotała. Jest takie powiedzenie "przysiąść z wrażenia". Oni przysiedli w skali masowej, jakby coś ciężkiego na nich spadło. Jednocześnie zobaczyłem wyskakujący od lewej strony samochód straży pożarnej. Wcześniej go nie widziałem, widocznie był schowany na zapleczu. Minął nas z dużą prędkością i gnał w poprzek lotniska.W ułamku sekundy skojarzyłem te dwa fakty i: Coś się stało! - krzyknąłem do swego kierowcy. Żaden pojazd nie będzie przecież jechał przez lotnisko, jeśli za chwilę ma na nim lądować samolot. Wskoczyliśmy do samochodu. I za nim!

 
Pan Kwaśniewski jest wspaniałym kierowcą. Jeździ jak rajdowiec. (…) Przez mgłę widziałem przed sobą tył samochodu strażackiego, a po bokach pobojowisko w typowo sowieckim stylu - ruiny garaży, rozwalające się magazyny i wraki zardzewiałych samolotów.” (http://wyborcza.pl/1,75480,8941828,Startujemy.html?as=3&startsz=x). O ile jestem w stanie sobie wyobrazić, że Bahr nie zauważa Wierzchowskiego w aucie, do którego mu wsiadł ów prezydencki urzędnik (jak zeznaje Wierzchowski), bo jest starszym, schorowanym człowiekiem i poruszonym tym, co się dzieje, o tyle jednak wóz ochrony dość trudno pomylić ze strażackim. Tymczasem Wierzchowski, dopytywany przez posłów z zespołu Macierewicza właśnie o wóz strażacki, zapewnia, że zobaczył taki dopiero na pobojowisku i to jakiś czas po tym, gdy wpadł do „zony Koli” za trzema gośćmi w białych fartuchach.

 
Nie sugeruję, że Wierzchowskiego nie było na Siewiernym ani nawet, że nie jechał z Bahrem. Przydałyby się jednak zeznania Jakubika, który też miał być opodal na płycie lotniska, gdy rozległ się „świst silników tupolewa” - może zdołał dostrzec coś, co Bahr z Wierzchowskim przeoczyli lub pomieszali.

 

 

 

 

 

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka