Free Your Mind Free Your Mind
322
BLOG

Brzytwa II i cud niepamięci

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 77

 

Nareszcie się dowiedziałem, o co chodzi z tą cholerną aferą hazardową – manipulator Kamiński spotykał się z lobbystami PiS-u (Gosiewski, Kaczyński), ale żeby to przykryć, sprokurował dywanowy nalot (obejmujący nawet cmentarze) na paru przedsiębiorców z Dolnego Śląska i najuczciwszego parlamentarzystę, przyjaciela emigrantów i podatników, szefa Komisji Finansów, Gleba Absolutnie Niewinnego, co wykrył porażającą aferę, której początki sięgają nawet 2002 r. („Polskę, polskie miasta i polskie wsie zalała fala automatów o małych wygranych”). Kamiński zaś za pomocą podłych funkcjonariuszy CBA zmierzał do obalenia rządu, ale na szczęście i to mu się nie udało („z sufitu rzucał setkami milionów”; „to, co uczynił Mariusz Kamiński przechodzi wszelkie bariery absurdu”). Teraz już wiemy, na czym stoimy.

 
Gdy słuchałem o godz. 10. expose Gleba, nie przypuszczałem, że będzie chciał bić rekord premiera Tuska z 2007 r., zwłaszcza że zagłębiał się w przeróżne szczegóły i kwestie, niuanse i subtelności, zawiłości i meandry procesów legislacyjnych i ogólnej działalności Gleba na rzecz poprawy sytuacji ludu polskiego, ale akurat najmniej w te, które mogłyby interesować komisję śledczą. „Polski patent, polska myśl okazała się najlepsza w Europie i na świecie”, przypomniał nam a propos kryzysu ekonomicznego, którego przecież nie było, a przynajmniej nie miało być. „Setki, a nawet tysiące spotkań”. „Setki, a może tysiące rozmów”. A gdyby je podsłuchiwało CBA, to też by zarejestrowało zapewnienia, że Gleb coś załatwi – stwierdził Gleb („moje działania były zawsze zgodne z prawem”). „Tak zachowują się ludzie uczciwi”, przyznał, na wspomnienie słynnej konferencji prasowej, w której był i pot, i łzy.

 
Były jednak momenty nie tak dramatyczne. „Lubię dobre wino i dobre whisky”, powiedział Gleb wypogadzając się na twarzy. „Życie byłoby zbyt ubogie, gdybyśmy się bali rozmawiać przez telefon”, dodał potem sentencjonalnie, „nie o to bowiem walczyli przywódcy Solidarności”. Pomyślałem sobie po długich obserwacjach występu Gleba, że o to walczyli owi przywódcy, by Sekuła mógł poprowadzić obrady komisji śledczej. Widziałem szefa tej komisji w akcji wczoraj, widziałem i dziś, i z pewnością należy mu się jakiś order. Niestety, mimo że komisja nadal przesłuchuje, to TVP.info nie transmituje, a na stronie tvp.info streaming nie działa, więc można się zacząć bawić w podsumowanie. W tejże telewizji najpierw wykazał się dialektycznym myśleniem nieoceniony prof. I. Krzemiński, który przyznał, że owszem Gleb nie do końca wiarygodny, ale przecież zwracał uwagę na aspekt merytoryczny, czym się nikt prawie nie zajmuje, natomiast nie da się też ukryć, ciągnął Krzemiński, iż CBA z opozycją zmontowało akcję przeciwko rządowi.
 
Na szczęście dla równowagi zaproszony był też prof. A. Zybertowicz, który zwrócił uwagę właśnie na cud niepamięci Gleba, ujawniający się w najbardziej newralgicznych chwilach przesłuchania, no i na rewelacyjną rolę Sekuły, zajmującego się „filtrowaniem drogi do prawdy”, naginającego regulamin, ułatwiającego sytuację przesłuchiwanym dzięki (idiotycznej, przyznaję) formule zadawania pytań przez parę minut, no i wcinającemu się co chwilę w pytania. Aż się prosi o parę cytatów z Sekuły, co niniejszym czynię: „Świadek udzielił odpowiedzi, proszę jej nie interpretować”, „przywołuję panią do rzeczy” (wielokrotnie), „to nie jest lekcja matematyki z miasta A do miasta B” (gdy Arłukowicz pokazał mapę Glebowi), „nie wolno przekrzykiwać świadka ani na niego pokrzykiwać”, „pan ma głos i pan ma włączony mikrofon – oprócz pana, ja mam włączony mikrofon”, „proszę nie stosować takich uwag” itd.

 
Od siebie dodałbym w tym miejscu, że nie ma najmniejszych wątpliwości, że tego rodzaju metodyka przesłuchiwania nieustannie rozbija tok dyskusji i dla postronnego obserwatora całe przesłuchanie jawi się jako nużące, rwane widowisko, pozbawione dynamiki i właściwie nie do wytrzymania. Tak właśnie ma być. Ten bajzel jest zamierzony. Przeglądałem dziś stronę „GW”, relacjonującej „minuta po minucie”, co się działo – to, pomijając językowe błędy i nieudolność intelektualną piszącego – opowieść ślizgała się po powierzchni, zaś relacjonujący dodawał od siebie głupawe komentarze, by zapewne rozruszać znudzonych, niekumatych czytelników. Być może taki standard, jeśli chodzi o „komentowanie” prac komisji zapanuje na dobre w mainstreamie. Nikt nic nie wie, każdy ze świadków mówi swoje, „słowo przeciwko słowu”, są nieścisłości, opozycja chce coś tu ugrać, „wszyscy byli umoczeni” itp.
t
 
Gleb, który z uśmiechem na ustach paradował przez korytarz w asyście fleszy, oczytany, odświeżony, o wyostrzonym jak brzytwa umyśle, Gleb, który deklamował swoje expose i gromił lobbystów PiS-u, miał przygotowane wszystko – dokumentację techniczną, prawną, ekspertyzy, wydruki, poprawki itd. - ale akurat czegoś takiego jak notes czy terminarz, w którym na pewno zapisuje swoje wszystkie spotkania z ludźmi, nie miał przy sobie. O ile więc nie miał problemu z omawianiem z detalami przeróżnych etapów procesu legislacyjnego związanego z hazardem, o tyle za cholerę nie mógł zrekonstruować szczegółów swoich spotkań i rozmów z szemranymi byznesmenami, pardon, przedsiębiorcami (w żargonie Gleba). Oczywiście obowiązku przyniesienia takiego terminarza, nie miał, lecz gdyby był tak krystalicznie uczciwy, za jakiego się podaje, to przecież mógłby o wszystkim z pomocą takiej ściągi powiedzieć. Sam wszak przyznał, że nie ma nic do ukrycia.

 
Jedna rzecz szczególnie mnie zachwyciła w zawiłych, zamotanych, pełnych zbędnych dygresji i zwyczajnego pitolenia, zeznaniach Gleba (co chwilę powtarzającego, że już odpowiadał na to pytanie) – jego straszliwie rozdarte serce. Otóż z jednej strony był on wielkim przyjacielem budżetu i dosłownie stawał na rzęsach, by wpływy do budżetu w czasach nieludzkiego kryzysu, w których „wielu Polakom się bardzo ciężko żyje”, rosły, dla naszego, tj. podatników dobra – z drugiej zaś, gdy była mowa o wpływach uzyskiwanych przez monopol państwa w dziedzinie gier hazardowych (kwestia wideoloterii), twierdził, iż o wiele ważniejsze niż nawet „wzgląd fiskalny i to czy budżet będzie miał gigantyczne pieniądze, czy nie” jest „społeczne zagrożenie” (korupcja, przestępczość, dostępność dla dzieci i młodzieży) wideoloterii. Z jednej strony nigdy nie grał w kasynie ani na automatach, nie wie też dokładnie, jak jest z rozwiązaniami kwestii wideoloterii w innych krajach (np. Szwecja, USA), z drugiej wie doskonale o straszliwych skutkach społecznych wideoloterii („to byłby gigantyczny hazard, kumulację można by urządzać co 15 minut”).
 
Z jednej strony jest przyjacielem i obrońcą budżetu, z drugiej, gdy istnieje możliwość uzyskania właśnie wielkich pieniędzy do budżetu, dzięki loteriom państwowym, to staje mu przed oczyma obraz nałogowych hazardzistów w wieku dziecięcym i młodzieńczym. Z jednej strony jest przeciwko pladze automatów, z drugiej, już w 2002 r. składa ponoć poprawkę (ponoć, bo twierdzi, że nie składał, tylko urzędnicy Min. Fin. sobie to wtedy wymyślili), by było po 7 automatów, a nie po 3. Z jednej strony nie jest lobbystą na rzecz branży hazardowej i w ogóle z branżą hazardową się nie kontaktował („nie utrzymuję i nie utrzymywałem kontaktów”), z drugiej smuciła go kondycja w tejże branży już w początkach prac legislacyjnych nad ustawą i parokrotnie w trakcie przesłuchania z naciskiem wspominał o tym, że w branży tej zatrudnienie ma kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Co więcej, gdy była mowa o wideoloterii, to także westchnął na los tychże tysięcy ludzi, bo na parę miesięcy w związku z przeprogramywaniem maszyn branża musiałaby stanąć „i nie byłoby wpływów do budżetu” (bo oczywiście nie można by takiego przeprogramowania zrobić stopniowo).
 
Z jednej strony Gleb jest za opodatkowaniem, z drugiej jest przeciwko dopłatom, które przecież też są opodatkowaniem (tylko innego typu). Gleb jest przeciwko dopłatom, bo „obciążyłyby grającego”, tak jakby proponowanego przez niego opodatkowania właściciele gier hazardowych nie mogli także przerzucić na grających. Z jednej strony „nigdy nie śmiałem ingerować w proces legislacyjny ministerstwa finansów”, z drugiej, jego udział w pracach legislacyjnych czy prelegislacyjnych, bo sam Gleb miał tu wątpliwości, od kiedy się proces legislacyjny zaczyna, jest trudny do podważenia. Z jednej strony Gleb wie, że 31 sierpnia miał wiele ważnych spotkań danego dnia, z drugiej nie pamięta, z kim i gdzie. Z jednej strony nie może sobie przypomnieć, z czyjej inicjatywy zorganizowany został sylwester w Zieleńcu, z drugiej doskonale pamięta, jaka wtedy była pogoda („świetne warunki atmosferyczne”). Z jednej strony nikt o podsłuchach Gleba nie informował, z drugiej Sobiesiak mówił mu o podsłuchach od lat („zwykł tak powtarzać”).

 
Zbierając to wszystko do kupy i biorąc oczywiście za dobrą monetę, można stwierdzić, iż Gleb troszczy się o branżę hazardową dość wybiórczo, czyli właściwie nie troszczy się o całą branżę, co o niektórych jej przedstawicieli. Przyjmując takie rozwiązanie, możemy uznać, że generalnie zeznaje on prawdę, choć może nie do końca ją rozumie. Co do reszty zaś, to niestety, ma dobrą pamięć, ale rzeczy nieistotnych – to zrozumiałe – nie pamięta. Szczególnie intelektem błysnął jednak poseł PSL, gdy zasugerował, że kłopoty z kołem miał Gleb z tego powodu, że zajęło się tym CBA. Funkcjonariusze CBA jako ludzie od śrub w kołach? Tego jeszcze nie przerabialiśmy – dotąd bowiem tego rodzaju ekspertów kojarzyliśmy z SB, a tu się okazuje, iż to mógł być błąd. Na szczęście ludowy poseł zaraz dodał, że żartuje. To tak, jak Arłukowicz, co powiedział półgębkiem do Gleba: „mam wrażenie, że ma pan dłuższy nos od rana”. Ciekawe, czy pojawi się to w stenogramie.

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka