Bogu niech będą dzięki, że polscy „europosłowie” zaczęli się leczyć, to znaczy, szczepić. Jak stwierdził słusznie Jacek Saryusz-Wolski, znajdują się oni w grupie podwyższonego ryzyka, w związku z tym, jestem pewien, że te szczepienia należą im się bezwzględnie i nawet dziwię się, iż zdecydowali się na nie tak późno. Wszelki duch Pana Boga chwali – co by to było, gdyby jakaś zaraza zmogła choć jednego europarlamentarzystę, a potem przeniosła się (drogą taką czy inną, bez wnikania w szczegóły) na innych i raptem cały wesoły brukselsko-strasburski tabor musiałby zamienić się w szpital polowy z latrynami (zgodnie z wymogami kwarantanny)? Ani do domu wrócić, ani do różowej dzielnicy wyskoczyć gdzieś, ani nawet na małe piwo piwo z kolegami wyjść.
Ciekawe, jak tam nasz dzielny doktor Migalski – czy już się zaszczepił, czy dzielnie się będzie zmagał z zagrożeniem jedynie na aspirynie i jakichś domowych środkach grypobójczych. Mam nadzieję, że przynajmniej genialny premier Buzek się zdążył zaszczepić, no bo nie tylko „parlament europejski” by takiej nagłej choroby szefa nie przeżył, ale i zmiany klimatyczne przez niego i jemu podobnych genialnych strategów, powstrzymywane nadludzkim wysiłkiem woli (plus wolne datki podatników), mogłyby nadejść w jakimś oszałamiającym tempie i nawet byśmy się nie obejrzeli, a zamiast nadchodzącej zimy na Boże Narodzenie mielibyśmy australijskie lato.
Szczepić się trzeba, tylko ważne jest, by wybrać do tego właściwy koncern i po drugie, by jednak zachować pewną hierarchię społeczną, czyli ustalić, które grupy powinny być objęte szczepieniami w pierwszym rzędzie. No więc wiemy już, iż tą grupą szczególnie zagrożoną są właśnie politycy, bo na ich barkach, tak jak na grzbiecie Atlasa, spoczywają losy świata, nas wszystkich razem wziętych i losy naszych ciężko zarabianych pieniędzy. Jedno świństwo (i nie chodzi tu o żadną francuską chorobę), które by się do Atlasa mogło przyczepić i już na mapie obrazującej naszą planetę ukazują się napisy: „W życiu na Ziemi udział wzięli...”, a tam m.in. nasze nazwiska lecą drobnym maczkiem pośród nazwisk innych statystów – bo jak Atlasa coś zmoże, to światu naszemu nic nie pomoże.
Co nam pozostaje, poza ogłoszeniem 22 listopada polskim „świętem dziękczynienia” z powodu tego, że Atlas się szczepi? Pozostaje nam modlić się na wszelkie możliwe sposoby, by Atlasa jakieś skutki uboczne po tych szczepieniach nie spotkały, czyli żeby zamiast grypy cholera go nie wzięła, psiakrew.